wtorek, 28 lipca 2015

Świat skrzatów;)

    Dziś proponuję małą przerwę od rękodzieła i od poważnych rozmyślań o życiu:) Będzie wesoło i w doborowym towarzystwie;) Dla wrocławian może będzie nudno, bo Wrocławskie Krasnale towarzyszą nam prawie na każdej ulicy i wszyscy je dobrze znamy, ale zaglądają tutaj także mieszkańcy innych regionów Polski, więc ukłon w Waszą stronę Kochani, to tak na zachętę, by do stolicy Dolnego Śląska zawitać:)
Krasnale są niemalże symbolem Wrocławia, uważam, że to był świetny pomysł na promocję miasta, poza tym, planując wycieczkę Szlakiem Wrocławskich Krasnali można przy okazji opowiedzieć szczególnie tym najmłodszym trochę o zabytkach, których mamy mnóstwo.
Na dzień dzisiejszy skrzatów jest 246 i wciąż przybywa...Nie będę o wszystkich opowiadała, bo nikt do końca chyba by nie wytrzymał, ale zaprezentuję kilka ciekawych okazów;)
Tę wycieczkę odbyliśmy w czerwcu, było bardzo gorąco, ale nasz plan zrealizowaliśmy i nasze dzieci otrzymały Dyplom Poszukiwacza Wrocławskich Krasnali i duże lody w nagrodę za dzielność i wytrwałość:)
Dla uzyskania dokładniejszych informacji zapraszam na stronę skrzatów: http://krasnale.pl/

Pełni zapału i energii ruszyliśmy w stronę jednej z głównych ulic Wrocławia, to ulica Świdnicka. Szukaliśmy Zdrowika, zwanego też Chodziarzem, i oto, co niego zostało:((( Dzieci były rozczarowane takim początkiem;/


Zdrowik ponoć przemierza wrocławskie ulice zawsze z kijkami, bardzo dba o zdrowie, w zimie udaje się w Karkonosze, ponieważ śnieg nie pozwala mu spacerować po mieście. Gdzie jest tym razem? Nie wiem. Mam nadzieję, że wszystko u niego w porządku;)

Nie chcieliśmy się poddawać, wiedzieliśmy, że inne skrzaty na nas czekają. Dotarliśmy do Teatru Lalek, a tam spotkaliśmy krasnale, które są aktorami i grają role krasnoludków w spektaklu dla dzieci: "O sierotce Marysi i siedmiu krasnoludkach". Akurat miały przerwę i wyszły się ochłodzić w pobliskiej fontannie. Spotkaliśmy Wierzbnika, Zbierającego Wodę, Puszczającego Stateczki, Karmiącego Ptaki, Ogrodnika, Aktora i Parasolnika.









 Przed Mediateką przesiaduje Bibliofil, który ponoć jest także zapisany w tej bibliotece i zdarza się, że podaje dzieciom książki i płyty:) Lubi wygrzewać się na słońcu:)



Jakie to szczęście spotkać kominiarza, a w dodatku krasnala;) Ponoć ludzie często korzystają z pomocy Florianka, gdy nie mogą uruchomić swoich samochodów. Wezwany krasnal czyści cały układ wydechowy, szczególnie rurę, szczoteczką do zębów;) Usługa ponoć droga, więc Florianek często bywa bezrobotny....







Podążaliśmy dalej ulicą Świdnicką, przy przejściu podziemnym od strony Rynku stoi pomnik  Papy, który wrocławskie skrzaty wystawiły ludziom;) Ponad 30 lat temu dorośli uwierzyli, że krasnale są wśród nas i ubierali pomarańczowe kubraczki  i czapeczki. Teraz niestety nie widać już "dużych" krasnali...




Na latarniach przy ulicy Oławskiej i Świdnickiej, a także na Placu Solnym siedzą sobie Słupniki, wciąż nie wiadomo dlaczego prawie z narażeniem życia wchodzą na latarnie...



Dowiedzieliśmy się na tej wycieczce, dzięki komu we Wrocławiu mamy względny porządek. To zasługa dwóch krasnali-bliźniaków, dzięki ich wytrwałej pracy stoją prościutko latarnie, ławki. Najgorzej jest z ogromnymi kulami, które turyści cały czas przestawiają;)


Przed kwiaciarnią na ulicy Oławskiej siedzi para niezwykłych przyjaciół. Są ponoć bardzo uzdolnieni muzycznie. To Grajek i Meloman. Plotka mówi, że Grajek niesamowicie fałszuje na bango, a Meloman udaje, że słucha i ma korki w uszach,ale to w końcu tylko plotka;)


Wrocławianie zawsze bardzo ufali skrzatom, do tego stopnia, że przekazali im klucz do swojego miasta. Jest on magiczny i pasuje do każdego mieszkania w mieście. Słyszałam o pewnej rodzinie, która miała nietypowe odwiedziny, ale uszanuję ich prośbę, by tego nie ujawniać na forum;)


Przed salonem jubilerskim na ulicy Kuźniczej 2 spotkaliśmy Kuźnika, ponoć bardzo nie lubi tej nazwy, chce by nazywano go Kowalem....


Podążając dalej tą ulicą przed barem STP przywitał nas Pierożnik. Opowiedział nam fajną historię. Otóż wszystkie krasnale uwielbiają zawody. Co roku przystępują do konkursu jedzenia pierogów. Ten, który zje ich najwięcej, przez cały rok nie musi pracować, ponieważ za darmo dostaje pierogi z okolicznych restauracji. Ehh, szczęściarz;)



Potem przyszedł moment trudniejszy...Na ulicy Więziennej spotkaliśmy Więziennika....Nikt nie wie, co takiego zrobił, że znalazł się za kratami i jeszcze z taką kulą u nogi. Cóż, to tak na przypomnienie, że za każdy zły uczynek spotka nas kara. Niestety.


Kolejny skrzat to dla  nas prawdziwy bohater. Choć nazywa się Rzeźnik i trzyma w ręku wielki topór, to ponoć jest wegetarianinem. A zajmuje się uwalnianiem źle traktowanych zwierząt, odcina np. za krótkie łańcuchy przy budach...Brawo Rzeźnik!


Pod miastem istnieje Podziemne Miasto Krasnali. W ciągu dnia dorosłych ponoć to w ogóle nie interesuje, ale w nocy niejeden chciał zobaczyć to miejsce. Strażnikiem jest Śpioch, który w takich sytuacjach zamienia się w rycerza i lepiej z nim nie zadzierać. A w ciągu dnia skrzata odwiedzają dzieci, często sobie wtedy pochrapuje...;)


Przed Pizzą Hut zobaczyliśmy wielki brzuch Obieżysmaka, który odwiedził wszystkie wrocławskie restauracje i bary. Teraz odpoczywa przed degustacją deserów, lodów, gofrów i rurek:)


Bardzo lubimy spotykać życzliwych ludzi, skrzaty także. Będziemy jak najczęściej odwiedzać Życzliwka, dotykać go, może na zawsze nas zarazi życzliwością:)



Wrocław w wielu miejscach jest pięknie odnowiony, to zasługa najbardziej pracowitego z krasnali - Tynqusia. Spotkaliśmy go ubranego w roboczy strój, aktualnie pracuje w najbliższej okolicy Ratusza:)


Przed wejściem do Ratusza naszą uwagę zwróciła trójka ciekawych krasnali. To Głuchak, który ma kłopoty ze słuchem, Niewidomek, używający podczas spacerów białej laski, ponieważ nic nie widzi i W-Skers poruszający się na wózku ze względu na problemy z chodzeniem. 
Stoją przed Ratuszem, aby rajcy miejscy dzień w dzień mieli na uwadze problemy niepełnosprawnych. Piękne!


Przed Informacją Turystyczną spotkaliśmy Turystę, który przybył do Wrocławia z odległej krainy. Chciał bardzo zwiedzić to miasto. Interesuje go Wrocławski Szlak Młodego Turysty. Właśnie wchodził do IT, aby zapytać o początek trasy, a także o to, czy on, taki mały skrzat nadaje się na Młodego Turystę. Jesteśmy pewni, że tak:)


W tym miejscu zakończyliśmy naszą wycieczkę, także weszliśmy do Informacji Turystycznej po pamiątkową pieczęć, a dzieci otrzymały zasłużony dyplom:)



Nasza wycieczka opierała się na książce Krzysztofa Głucha: "Szlakiem wrocławskich krasnali", zapraszam na stronę www.emka-wroc.pl, to strona właśnie pana Krzysztofa,  który jest także wydawcą wszystkich swoich książek.

Mam nadzieję, że nikomu nie przeszkadza dzisiejszy trochę bajkowy klimat mojego wpisu:) W każdym z nas jest przecież wciąż dziecko i czasami najlepszym lekarstwem na problemy świata dorosłych jest własnie świat bajek, baśni, skrzatów  i krasnali. Zajrzyjmy do niego czasami, może nasze problemy przynajmniej zbledną. Życzę Wam tego z całego serca:)))
Dobrego dnia:)

środa, 22 lipca 2015

Przeszłość, przemijanie, historia...moje ulubione słowa:)

     Noszę w sobie wielki szacunek do przeszłości, do tego, co było, kocham historię. Uzmysłowiłam sobie to, że bardziej spoglądam wstecz niż do przodu. Mówi się, że to niedobrze, ale czy rzeczywiście jesteśmy w stanie mieć wpływ na to, co będzie. Oczywiście mamy marzenia, wyznaczamy sobie cele, ale tak naprawdę to tylko plany. Natomiast na przeszłość nie mamy wpływu, trzeba ją zaakceptować. Z przeszłością wiążą się przedmioty, które wyszukuję na giełdach, strychach czy w antykwariatach. Z pietyzmem dotykam często zakurzone przedmioty, wciągam ich charakterystyczny zapach starości i zastanawiam  się, kto ten przedmiot wykonał, kto z niego korzystał, komu sprawiał radość.  Zamykam oczy i wyobrażam sobie wnętrza z tym przedmiotem, który wpadł w moje ręce. Potem zastanawiam się jak połączyć stare z nowym, jak łączyć konwencje i style, by stworzyć niepowtarzalną dekorację, która będzie na nowo znów cieszyć oko, często kilkadziesiąt lat później. 
Tak było w przypadku stolika kawowego, który gdzieś kiedyś wyszperałam, bo zachwyciła mnie misterna praca człowieka, który ręcznie wyrzeźbił na nim piękne kwiatki. 
Zachwycały elementy kości słoniowej, ale niestety wielu brakowało. Wiem tylko tyle, że atolik pochodził z jakiegoś opuszczonego domu w Sobótce. 
Tak wyglądał stolik przed metamorfozą:



Do pomalowania użyłam moim zdaniem bardzo ładnego miętowo-turkusowego koloru, który można zobaczyć na okiennicach południowej Francji w okolicach basenu Morza Śródziemnego. Jako wierna zwolenniczka stylu shabby chic miejscami przetarłam stolik kremową bielą, by uzyskać efekt postarzanego przedmiotu. 





Mam nadzieję, że podoba mu się nowa szata;)))

Teraz wzrok pewnej pani z tacy....który towarzyszył mi przez cały dzień, ponieważ taca była lakierowana i wystawiona na suszenie...Czasami łapiemy się na tym, że wyczuwamy, iż ktoś nam się przygląda....no ja tak dziś właśnie miałam z tacą poniżej;)





Zaczęłam dość poważnie, a zakończę na wesoło:) Pokażę kuferki, jakie przygotowałam dla Ignasia Żeglarza i Zosi Strojnisi;)






Chciałam Wam podziękować za tyle miłych słów, które zostawiacie w komentarzach, to buduje i motywuje:) Bardzo dziękuję i powtórzę za Jonatanem Carollem: "Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zawsze powraca, by zmienić Ciebie. Zarówno Twoją teraźniejszość jak i przyszłość".
Kochane, pozdrawiam z całego serca:)))

środa, 15 lipca 2015

Wakacyjnie...:)

Osoby takie jak ja, powinny w miejscu urlopu spędzać nie tydzień, ale pół roku;) Bo jak pogodzić miłość do słońca, z chęcią zwiedzania, fotografowania, wyszukiwania miejsc, gdzie można się schować przed głośnymi turystami. Za krótko, ehh...za krótko. Ale trzeba się cieszyć z możliwości, jakie niesie los i wycisnąć z pobytu maksymalnie dużo, by na naszym cudownym dysku twardym, czyli w mózgu zostały obrazy i piękne wspomnienia.
Zaprezentuję dziś trochę fotek, więc znów post dla wytrwałych. Mniej słów, więcej obrazów. 
Zacznę od Barcelony, stolicy Katalonii, gdzie zachwyciła mnie architektura tego miasta ze Świątynią Pokutną Świętej Rodziny na pierwszym miejscu. To ciągle nieukończone mistrzowskie dzieło secesyjnego architekta Gaudiego. 
Nie będę przedstawiać historii zabytków, bo nie chcę nikogo znudzić, moim celem jest raczej zainteresowanie miejscami, które polecam:) 










Mnie szczególnie urzekła fasada przedstawiającą Mękę Pańską, mocne, nieco kanciaste rzeźby, ale wymowne, bardzo. Chciałam zwrócić uwagę na ustawienie krzyża na tej fasadzie, zazwyczaj krzyż jest zawieszony pionowo,tutaj poziomo i wchodząc do świątyni widzimy nad sobą twarz Chrystusa i Jego utkwiony w nas wzrok...Daje do myślenia. Taki był zamysł architekta.

Poniżej kilka innych pięknych miejsc... Spójrzcie na te piękne ogrody na balkonach:)


Uwielbiam podziwiać okiennice, w Barcelonie jest ich mnóstwo!





A to nie posąg, to prawdziwy mim. Wyobraźcie sobie, że muszą oni mieć zarejestrowaną działalność gospodarczą i są często kontrolowani:/


To już posąg.



Poniżej ciekawy budynek z parasolkami, wachlarzami i smokiem. To jeden z najbardziej charakterystycznych budynków promenady, Casa Bruno Quadros, w którym w końcu XIX wieku otwarto sklep z parasolkami.

Mnóstwo uliczek, przypominających Włochy.



Piękna rozeta na kościele Santa Maria del Pi.


Ciekawe dekoracje zawsze wpadają mi w oko;)



Najpopularniejsza ulica Barcelony, La Rambla, no cóż, piękna, ale jak dla mnie zdecydowanie za tłoczna. Absolutne multikulti. Mnóstwo ludzi,w tym kieszonkowców, straganów i straganików...Nie dla mnie. Za dużo hałasu.


Zdjęcie z potworem na pamiątkę;)



I atrakcja wieczoru w Barcelonie, pokaz fontann, gdzie siły w postaci wody, światła i muzyki urządzają piękne spektakle, niesamowite wrażenie:)




Jak Barcelona to i słynny klub. Lubię piłkę nożną, ale w świątyni sportu, czyli na stadionie Camp Nou...no powiedzmy, że się uśmiechałam ze zrozumieniem;) Natomiast moi panowie, nie tylko oni, byli ZACHWYCENI!



Barcelona to miasto, które potrafi zaskoczyć, wciągnąć, zachwycić. Miałam za mało czasu, by zobaczyć inne atrakcje, ale jestem pewna, że przy przychylnych wiatrach zawitam jeszcze do tego portu, bo przecież Barcelona to także port, trzeci co do wielkości w Hiszpanii.

Zanim przejdę do walorów przyrodniczych to kilka ciekawostek. Wszyscy kojarzymy Hiszpanię z corridą...ale w Katalonii walki byków zostały prawnie zakazane. Nawet symbolem w tym regionie nie jest byk, tylko osioł jako symbol mądrego, ale upartego dążenia do celu. Katalończycy robią wszystko, by się odróżniać od Hiszpanów...Walka o odłączenie się wciąż trwa, jestem ciekawa, jak to się ułoży. Cóż, trzeba śledzić historię.
W Barcelonie co 20 sekund średnio dochodzi do stłuczki czy kraksy, dlatego zdecydowana większość mieszkańców przemieszcza się pieszo. Tak zakorkowanego miasta, dziesiątek klaksonów włączonych jednocześnie nie widziałam nigdzie;)
Z Barceloną łączymy wielkie nazwiska, wspomniany Gaudi, wielki architekt, ale do końca niezwykle skromny człowiek. Inną znaną katalońską postacią jest malarz Salvador Dali, który szukał inspiracji w zatokach u wybrzeży Katalonii, ekscentryk i jeden z najbardziej rozpoznawalnych artystów XX wieku.  
Adiόs Barcelono!

Gdy zaspokoiłam swoją potrzebę poznawczą przyszła pora na szukanie miejsc, gdzie mogłam porozmyślać, przeanalizować pewne fakty, przygotować się do różnych rzeczy. Najbardziej lubię wtedy towarzystwo morskich fal, siadam na kamieniach i patrzę przed siebie. To moja prywatna terapia. Więc kilka fotek "wodnych";)









Wieczorem podziwiałam zachody słońca, z dalekimi sylwetkami wiatraków...


Uśmiechałam się do spotkanych podczas spacerów "tubylców";)


Zachwycałam się otaczającą mnie roślinnością...











....i naszą córcią, która jak nigdy drzemała sobie w środku dnia, zmęczona mnóstwem wrażeń:)


Każdy wyjazd to nie tylko walory architektoniczne czy przyrodnicze, to także ludzie, których dane nam było poznać. Okazuje się, że nas wrażliwców, jest mnóstwo i  gdzieś, jakoś się wynajdujemy i nie możemy nagadać, bo nagle okazuje się, że mamy podobne podejście do życia, denerwują nas podobne rzeczy, wyznajemy podobne wartości, czytamy podobne książki...więc Kamilo, Moniko dziękuję za te wieczorne rozmowy:) Wojtku, Arku, Michale....przez Was pogłębiły się moje zmarszczki mimiczne, Wasze żarty i kawały bawiły mnie do łez:) 
A przede wszystkim dziękuję mojej rodzinie za kolejną piękną wycieczkę, podczas której zawsze szanujemy swój sposób na odpoczynek, mam nadzieję, że przed nami jeszcze wiele pięknych miejsc do odkrycia:) 
Pozdrawiam wakacyjnie i dziękuję za cierpliwość;)