czwartek, 30 października 2014

Chusteczniki, Kailash Satyarthi i kiermasz dla bezbronnych...i potrzebujących:)

 Witajcie:)

Jak widać, zmieniła się szata graficzna na blogu....jakoś ciemno mi było przedtem, teraz chyba jest dobrze, mnie się podoba. Kasia - autorka nowej szat,y stanęła na wysokości zadania i pięknie połączyła moje pasje, a więc rękodzieło, szczególne uwielbienie dla stylu shabby chic, miłość do literatury i podróży. Jeszcze raz dziękuję Kasiu:)

Dzisiaj post w klimacie podziękowań, bo Ciebie, Emilko też ściskam mocno i dziękuję za zaufanie kolejny raz i możliwość wykonania dekoracji dla Ciebie, Twojej mamy i teściowej. Cieszę się, że jesteś zadowolona.

Chustecznik dla teściowej:





Chustecznik dla Emilki:




Dla mamy Emilki wcześniej wykonywałam także chustecznik, który wygląda tak:



A teraz przygotowałam herbaciarkę do kompletu, trzymałam się tego samego stylu, motywu, detali typu: okucia i przetarcia w tych samych miejscach.



To tyle, jeśli chodzi o prace z ostatnich dni.

Chciałam na chwilkę jeszcze wrócić do tematyki z ostatniego posta, dotyczącego chińszczyzny, a bardziej przyjrzeć się problemowi wykorzystywania dzieci do pracy. A tak jest m.in w Chinach właśnie i nie tylko. Obserwując dzisiejszy świat, mam wrażenie, że coraz mniej w nim autorytetów, lansuje się i nawet promuje celebrytów, którzy często nie mają za wiele do powiedzenia, którzy oprócz ubioru, makijażu niczym nie imponują...A same, czy sami byliśmy młodzi, i wiemy jak młody człowiek potrzebuje wzorców do naśladowania. Media, te najbardziej dostępne i popularne, pokazują właśnie tylko takie osoby, a gdzie ci, którzy niejednokrotnie poświęcają życie za innych, albo dla innych, ja wiem, że oglądalność, itd, ja wiem, że z mojej strony to donkiszoteria, ale kiedy wreszcie zacznie liczyć się jakość, a nie ilość.
Wracając do wątku wykorzystywania dzieci do prac, chciałabym podać pewne liczbą, którą powinno się podawać codziennie w wiadomościach jako pierwszą informację i w każdej stacji bez względu na poglądy polityczne....to liczba 168 mln dzieci na całym świecie zmuszanych codziennie do pracy! 
Może wtedy nasze dzieci, nasza młodzież inaczej potrafiłyby spojrzeć na dobrobyt, w którym pływamy, na ilość jedzenia, którą wyrzucamy, na ilość gadżetów, które dzieciom kupujemy, na ilość zajęć dodatkowych, za które płacimy, za komfort nauki, która ma dać lepsze życie, za godność i wolność, którą mamy. Bez względu na wszystko.
Dlaczego tak mało mówimy o Nagrodzie Nobla, jaką w tym roku dostał człowiek, który właśnie nie pasuje do tego świata celebrytów...a jak dla mnie, jest kimś, kogo należy jeśli nie naśladować, to na pewno podziwiać!
To Kailash Satyarthi, Hindus, obrońca praw dzieci, który dostał tę nagrodę za " walkę z ciemiężeniem dzieci i młodych ludzi".




Kailash od lat 80. angażuje się w obronę praw dzieci. Zwrócił uwagę świata zwłaszcza na problem wykorzystywania dzieci jako taniej lub darmowej siły roboczej. 60 - letni dziś mężczyzna porzucił karierę inżyniera i założył Bachpan Bachao Andolan - organizację działającą na rzecz walki z wykorzystywaniem nieletnich do pracy niewolniczej, która dotychczas uratowała ok. 80 tys. dzieci. Jako metodę walki obrał spektakularne protesty i akcje. W 1998 roku zorganizował liczący 80 tys. kilometrów marsz przez pięć kontynentów. Uczestniczył też w setkach błyskawicznych akcji w prywatnych domach i fabrykach, mających na celu uwolnienie dzieci, podczas których był wielokrotnie atakowany Na początku lat 90. przeprowadził w Indiach kampanię przeciw wykorzystywaniu dzieci przy wyrobie dywanów. Efekt jest taki, że obecnie funkcjonuje system kontroli mający zapewnić, że przy produkcji towarów pracują wyłącznie osoby dorosłe. W samych Indiach musi pracować 60 mln dzieci, czyli 6 % ludności kraju!!! Dzieci są zatrudniane np. przy produkcji kostki brukowej eksportowanej do Europy, przy uprawie roli czy jako domowi niewolnicy.
W Chinach niestety nikt chyba nie odważy się tak walczyć, a jeśli nawet jest, to informacje do nas nie docierają...ciche przyzwolenie:((( 
Dlatego pomyślmy kilka razy, zanim kupimy coś "made in China"...i nie chodzi mi tylko o rękodzieło, bo przecież dotyczy to wielu przestrzeni...moi znajomi chcą własnie zamknąć sklepiki z dobrymi polskimi butami, bo miasteczko od lat zalewa "chińszczyzna"...kobiety pracujące w tych butikach stracą pracę, niektóre z nich mają kilka lat do emerytury...więc, wiecie co będzie dalej.
Mój głos to pewnie głos" wołającego na pustyni", ale wiem, że wszystkie jesteście tego samego zdania, więc jest już nas bardzo dużo!!!

W naszej szkole w zeszłym roku przygotowaliśmy kiermasz, z którego dochód przeznaczamy  dla Wrocławskiego Hospicjum dla Dzieci. W tym roku będzie podobnie. Ja też ze swoimi aniołami będę pomagać:)))
Poprosiłam Gabrysię, poetkę, która prowadzi bloga, a w zasadzie dwa, a ma także zdolności manualne, o przygotowanie kilku dekoracji, które jestem przekonana, że znajdą nabywców na naszym kiermaszu.
Niedługo zostanie wydany tomik poezji Gabrysi, na który baaaaaaaaaaaaaardzo czekam, a jeśli chcecie zapoznać się z pięknymi wierszami poetki to poniżej adres bloga:

http://dojrzalosc-gabi.blogspot.com/

Gabrysia jest też specem o wszelkich dolegliwości, więc tutaj też zajrzyjcie:

http://podrekeznatura.blogspot.com/

A oto śliczne maskotki, m.in. "misiołajki":)))))))) Są cudowne!


Jest i wspaniała myszka na telefon:


A poniżej mój salonik z kilkoma lampionami, widzicie je?


To lampiony wykonane na szydełku przez Gabrysię, mam nadzieję, że ogrzeją serca tych, którzy będą chcieli pomóc dzieciom, które wciąż czekają na pomoc:)))) Gabrysiu, dziękuję:)))


piątek, 24 października 2014

         Zioła to piękny motyw, często używany do ozdabiania różnych dekoracji. Pięknie się prezentuje i jest ponadczasowy. Bazylia, tymianek, rozmaryn, mięta...któż z nas tego nie lubi. Zauważyłam też, że coraz więcej osób uprawia zioła, chociażby na parapecie, znam takich, którzy suszą, a umiejętne doprawianie potraw ziołami to dla mnie prawdziwy artyzm! Koleżanka wspominała ostatnio o wyśmienitym soku z mięty, jej synowie rano "wychylają" taką szklanę i nic im nie dolega, chłopaki "jak malowanie".
      A dlaczego dziś o ziołach....Otóż niektóre z Was znają pisarkę Monikę A. Oleksa, właśnie kupiłam jej pierwszą książkę, pt: " Samotność ma twoje imię", to znaczy dla mnie pierwsza, bo Monika ma w swym dorobku już kilka książek, np.: " Ciemna strona miłości", "Miłość w kasztanie zaklęta", "Uśmiech mima". Autorka tych książek zwróciła się do mnie o przygotowanie kuferka, chce nim kogoś obdarować. I właśnie wybrała motyw z ziołami, stąd mój "zielarski" wstęp:) 
      To dla mnie zaszczyt wykonywać jakąś dekorację dla tak wyjątkowego człowieka, czasami kilka @ wystarczy, by trafnie ocenić charakter i podejście do życia.
         To moja druga przygoda z pisarkami, bo wcześniej polecałam Wam książkę Barbary Smal, pt.:" Czterdziestka to nie grzech", która teraz krąży wśród moich znajomych czterdziestolatek;)
Aktualnie czytam "Wędrowca" Basi właśnie, jak skończę to więcej napiszę, bo jest o czym, książka refleksyjna i dająca do myślenia, bardzo mi się podoba.
Obie panie prowadzą blogi, polecam do poczytania. 
Blog Moniki: http://magialiterczarslow.blogspot.com/
Blog Basi : http://czterdziestkatoniegrzech.blogspot.com/

Kilka fotek kuferka:








Bardzo modnym motywem są wszelkie napisy, typu: HOME, WELCOME, LOVE, itd. Wiele osób ozdabia nimi swoje domy, zdarzają się też pojedyńcze litery wycinane laserowo i malowane najczęściej na biały kolor.
Znacie już moje uwielbienie do deseczek, z których można wyczarować piękne obrazki i inne dekoracje...dziś napis " Love" na deseczce oczywiście, na fotkach z moim ulubionym ciekawskim ptaszkiem;)





A tak przy okazji to taka refleksja dotycząca zakupu materiałów do prac rękodzielniczych. Mam kilka stałych stolarzy, od których kupuję drewno do ozdabiania, wszelkie przedmioty, typu: kuferki, skrzynki, chlebaki...Wiadomo, szukamy dobrych cen, i oczekujemy dobrej jakości, właściciele tych firm muszą zapewnić sobie odbiorców, czasami zaniżać ceny, zresztą, my rękodzielnicy to znamy także...Ale do czego zmierzam...Byłam dziś w Empiku, jest tam stoisko z takimi przedmiotami także, tyle że ze sklejki, czyli cieniutko...dużo drożej i made in China....:((( Smutno mi się zrobiło, ja wiem, że "chińszczyzna" nas zalewa, ale kompletnie nie rozumiem, dlaczego nie promuje się polskich producentów, dodatkowo tańszych i jakość ich wyrobów bije na głowę "chińszczyznę"...to tak trochę jak z klientami, którzy kręcą nosem na nasze ceny, i mówią, że w Pepco widzieli taką herbaciarkę za 29 zł....:( A więc praca nasza, pojedynczego człowieka stawiana jest na równi z maszyną chińską, no w zasadzie żadna różnica;)

Ale, żeby było trochę optymistyczniej to pokażę Wam mojego pierwszego w tym roku świątecznego aniołka - zawieszkę na choinkę:)



I na koniec piękna książka, którą jakiś czas temu przeczytałam, może niektórzy z Was ją znają, chodzi o "Zaklinacza czasu". Autorem jest Mitch Albom, autor książki: " Pięć osób, które spotkamy w niebie".



Ta piękna powieść na miarę "Alchemika" stała się dla wielu czytelników inspiracją i impulsem do życiowych zmian. Składa się ona z trzech przeplatających się historii, które, prócz posiadania wspólnego mianownika, jakim jest czas, zbiegają się w pewnym, kluczowym dla postaci miejscu.
Bohaterem pierwszej historii jest Dor, mąż Allie, który po wielu badaniach przyrodniczych konstruuje pierwszy zegar, później stale go udoskonala. Zostaje on nazwany Ojcem Czasu i skazany na życie w jaskini. Tam słyszy narzekania przyszłych ludzi, będące następstwem jego "działania". 
Równolegle śledzimy dwoje bohaterów z czasów współczesnych. Viktor - osiemdziesięcioczterolatek jest czternasty na liście najbogatszych na świecie i zmaga się z rakiem, i Sarah - puszysta kujonka, zakochana bez wzajemności w najprzystojniejszym chłopaku ze szkoły. Zadaniem Dora jest pokazanie wartości czasu tym dwóm bohaterom.
Celem autora jest pokazanie nam piękna chwili, nie odkrywa on niczego nowego, a jednak daje do myślenia. Jesteśmy pokoleniem czasu, pędzimy przed siebie i nie zastanawiamy się nas prawdziwymi priorytetami. Po lekturze przychodzi taka refleksja, czy nie lepiej żyłoby się nam bez zegarków i ciągłego pośpiechu...
Zapisywałam z boku cytaty z tej książki, podam kilka, warto otworzyć umysł i podumać nad tematem:)
"Czas nie jest czymś, co można zwrócić. W każdej następnej chwili może czekać na ciebie odpowiedź na twoje modlitwy. Odrzucenie tego oznacza odrzucenie najważniejszej części przyszłości."
"Kiedy ma się nieskończoną ilość czasu, nic nie jest wyjątkowe. Jeżeli nigdy niczego nie tracimy ani nie poświęcamy, nie potrafimy docenić tego, co mamy." 

Wiele takich perełek znajdziecie w tej książce. Polecam i życzę choć trochę słońca w tych nadchodzących dniach:)

poniedziałek, 13 października 2014

Szarości, oko zebry, dynia i Stefan;)))

    Mam wrażenie, że jakoś za długie mi te posty wychodzą;) Jeśli uważacie, że tak jest i ciężko doczytać do końca, to dajcie znać, będzie krócej;) Potwierdza się to, że jak ktoś dużo mówi, to i dużo pisze;)
    Dziś u mnie trochę szarości w połączeniu z bielą. Na początek skrzyneczka - kuferek na drobiazgi.






 
    Z kolejnej skrzyneczki spogląda na nas zaciekawiona zebra:





Poniżej bardzo popularne zawieszki:





Zestaw zawieszek składający się z serduszka i deseczki poniżej. Ozdobiłam je figurkami aniołków z gipsu i atłasową wstążeczką:




I na koniec moich ostatnich prac dwa obrazki z bardzo słodkimi motywami, może do pokoju nastolatki, albo do jasnych pomieszczeń, będą ciekawym akcentem na ścianie.





       Wczoraj w Ogrodzie Botanicznym odbył się Dolnośląski Festiwal Dyni:) Pogoda dopisała, atmosfera sympatyczna, duży ruch, ale to nie przeszkadzało w oglądaniu "cudów" z dyni.


Wiele radości i emocji przyniósł konkurs na największą dynię! Rozumem ciężko ogarnąć, jak takie "coś" może wyrosnąć w ogrodzie;)



Przechadzając się pomiędzy wystawcami podziwiałam to, co może wykonać człowiek, do czego jest zdolny, jakie ma talenty! Popatrzcie na te arcydzieła:)






Nawet znalazłam swój znak Zodiaku:)





Mąż chciał mi kupić sukienkę z kapusty, ale chyba się jeszcze zastanowię;)


A ja kupiłam mu palec czarownicy, gdyby był niegrzeczny;)))



Oczywiście dzieciaczki przywiozły ze sobą pamiątkę, cukinię, którą nazwały  Stefan.Znalazł on już swoje miejsce w ogrodzie i stał się obiektem zainteresowania naszego kociaka Simby;)


Pozdrawiam wszystkich i dobrego tygodnia życzę:))))