Witam Was i pragnę podziękować za Wasze komentarze pod każdym postem. Są one dla mnie niezmiernie ważne, ponieważ na ich podstawie wyciągam wnioski, co może się spodobać, jakie kolory warto wykorzystywać w pracy, które motywy i wzory są ciekawe:) Wasze zdanie jest dla mnie bardzo, bardzo ważne.
Spotkałam się na blogach z opisami wypalenia niektórych blogerów, jak dobrze, że mnie jeszcze nie dopadło i mam nadzieję, że nie dopadnie;) Bardzo lubię te nasze spotkania blogowe, mamy tu pewien klimat i jest ekstra;) Zauważyłam, że niektórzy mają problem z tym, że ktoś kogoś kopiuje, ktoś robi podobne zdjęcia, aranżacje, ktoś komentuje, a ktoś tylko zagląda, itd. Poczytałam trochę o tym.
Zobaczyłam, jak różnie podchodzimy do blogowania...dla niektórych to czysta przyjemność, a dla niektórych bardzo poważna sprawa. Szanuję każde podejście, ale skupiam się na swoim;)
Dla mnie blogowanie to przede wszystkim przyjemność, powiązana z tym, co robię każdego dnia. Lubię rozmawiać, lubię pisać, przyglądam się opiniom, cennym komentarzom. W tych uwagach o różnych stronach blogowania, czytałam także o tym, że ludzie słodzą, że to taki krąg adorujących siebie nawzajem. Przepraszam bardzo, to chyba te osoby mają taki problem. Ja o tym kompletnie nie myślę. Jeżeli np. ktoś zostawia u mnie komentarz wychwalający jakąś dekorację pod niebiosa, a tak naprawdę w sercu myśli coś innego, to jest po prostu fałszywym człowiekiem i tyle. Przecież tacy też są. I w sieci, i w realu. Trudno. To ich problem, nie mój. Myślę, że nie trzeba się tym zajmować.
Moje zdanie jest takie, jeżeli kogoś zainspiruję do wykonania jakiejś dekoracji, czy do przeczytania książki, czy obejrzenia filmu, odwiedzenia fajnego miejsca to spełni się moje marzenie, jakim było założenie bloga. I tyle w tym temacie. Nie chcę nikogo naśladować, ale oczywiście przecież także inspiruję się tym, co zobaczę u Was:) W ten sposób własnie uczymy się od siebie nawzajem:)))
Ok, to tylko mój komentarz na to, co ostatnio zauważyłam na części blogów.
A propos inspiracji...Od dawna marzyłam o tym, by przygotować komodę w stylu boho (choć trochę). Widziałam wiele różnych przykładów w sieci i spróbowałam swych sił;)
Zakupiona komoda pierwotnie była sosnowa. Najpierw pomalowałam ją na brązowo, zależało mi na tym, by miejscami widoczne były słoje drewna. Kolejna warstwa to mieszanka farby kredowej Provence z domieszką farby akrylowej w kolorze Phoenix Blue.Całość pokryłam lakierem. Komoda ma wyglądać na "nadgryzioną zębem czasu". Wielką ozdobą są gałki ceramiczne, już je Wam pokazywałam przy niebieskiej komodzie, tym razem są w innym kształcie i kolorystyce, ale także ręcznie malowane w Indiach.
Przy ozdabianiu komody inspirowałam się trochę folkiem, trochę kulturą Indii i stylem hippie chic. Ważne dla mnie było, by pokazać miks pozytywnych barw i wzorów oscylujących między wpływami orientalnymi a artystyczną cyganerią.
Kolejna praca to komplet składający się z herbaciarki i czterech podkładek pod kubki:) Tu ta najważniejszy był dla mnie motyw:) Już kiedyś pisałam o malarstwie Magdaleny Rochoń, która mówi, że zajmuje się malarstwem z potrzeby serca natchnionej ulotną chwilą. Tematami jej prac są głównie kobiety, ale także kwiaty:) I własnie motyw bukietów kwiatów znajduje się na zestawie. Widzimy malwy, które kojarzę z dzieciństwem, z sielskim życiem na wsi, w ostatnich latach trochę zapomniane, znów wracają do łaski:) Bardzo się z tego cieszę, osobiście jestem zwolenniczką rustykalnych, naturalnych ogrodów, nie dla mnie trawniki i iglaki;))) Oczywiście trochę żartuję, wiecie o co mi chodzi;)))
Kolor zestawu to antyczna biel, miejscami postarzana.
To ostatnie zdjęcie nie zawiera lokowania produktu, choć grzaniec z tej firmy jest wyborny;)))
Trochę dużo zdjęć dzisiaj, ale mam nadzieję, że nie zanudzę;)
Kolejna dawka romantyzmu to postarzana szafka, w stylu shabby chic, z motywem różanym.
I jeszcze jeden komplet składający się z herbaciarki i podkładek. Ale tym razem chciałam jakoś inaczej...Na podkładkach napisałam kilka ważnych rzeczy z serii: "Przepis na życie";) Oczywiście można by takich podkładek przygotować więcej z innymi zaleceniami, ale jeśli nawet te cztery uda nam się wprowadzić w życie, to będzie dobrze:)))
I na koniec prac zegar z czarnym kotem, na szczęście, a co! Jutro powędruje do wielkiej miłośniczki tych czarujących zwierzątek:)
Dotrwaliście? Cieszę się:)))
I na koniec coś dla tych, którzy trwają w tym nałogu co ja;) Czyli są uzależnieni od czytania i nie rokują, by się z tego wyleczyli. Oj, jak dobrze mi z tym nałogiem. Książka i kawa...uwielbiam:)))
No więc. jak znajdziecie godzinkę, bo tyle się czyta tę książkę, to warto sięgnąć po kolejną kapitalną pozycję Erica Emmanuela Schmitta, pt.: "Małe zbrodnie małżeńskie". To krótki dramat, pisany tak przewrotnym językiem, zawierający tyle zwrotów akcji i niespodzianek, że mój zachwyt nad twórczością Schmitta trwa, ba, nawet się pogłębia.
Książka opowiada o miłości, nienawiści, zdradzie, zazdrości. Dwoje głównych bohaterów to Lisa i Gilles, małżeństwo z 15-letnim stażem. Są sobą znudzeni, wzajemnie się oskarżają. Prowadzą dialog, momentami bardzo ożywiony, kochają się, ale nie umieją już tego pokazać sobie wzajemnie. Nie chcą już walczyć. Jakie to aktualne, prawda? To tak trochę jak z kwiatkiem, jeśli o niego nie dbamy, umiera...Tak samo dzieje się ze związkiem, nie pielęgnujemy go i nagle okazuje się, że mieszkamy pod jednym dachem z prawie obcą osobą. Jesteśmy potem zdziwieni, że nie ma czego ratować. O takich dylematach jest ten krótki dramat. Świetnie się go czytało, zaznaczałam też kilka mądrych zwrotów, czy może nawet definicji. Najbardziej podobały mi się słowa o związku:
"Każdy związek jest domem, do którego klucze znajdują się w rękach mieszkańców. Jeśli zamknie się ich od zewnątrz, dom stanie się więzieniem, a oni więźniami."
Albo jeszcze słowa Lisy:
"Co to znaczy kochać mężczyznę? To znaczy kochać go na przekór sobie, na przekór całemu światu. To znaczy kochać go w sposób, na który nikt nie ma wpływu. Kocham twoje pragnienia, a nawet twoje awersje, kocham ból, jaki mi zadajesz, ból, którego nie odczuwam jako bólu, ból, o którym natychmiast zapominam, który nie pozostawia śladów. Kochać to znaczy mieć tę wytrzymałość, która pozwala przechodzić przez wszystkie stany, od cierpienia do radości, z tą samą intensywnością."
Kochani, a więc życzę Wam tej nieustannej miłości...może na przekór sobie, może na przekór światu. Nieważne. Najważniejsze to kochać, to prawdziwy sens naszego życia:)