niedziela, 30 sierpnia 2015

Szuflady, skrzynki, palety i Słowianin:)

Witam serdecznie w to niedzielne, słoneczne popołudnie:) Mam dobrą wiadomość....nasza córcia zaczęła się bawić lalkami. Co w tym dziwnego, zapytacie:) Otóż Kornelia ma 7 lat i dwie lalki, które do tej pory mieszkały na stryszku, bo niestety zainteresowania ze strony ich właścicielki nie było;) Dominik, nasz starszy syn, jest dla siostry całym światem, więc ona najchętniej bawi się w "męskie" zabawy. Jest mistrzynią w budowaniu baz wojskowych, autostrad i w strzelaniu z łuku....Kornelia zabiega o uznanie w oczach brata, chce mu zaimponować, uwielbia go:) Stąd chyba to małe zainteresowania lalkami...Ale Dominik wyjechał na obóz i zabrakło towarzysza do zabawy. W końcu padło pytanie: "Mamusiu, a gdzie jest moja Agatka, którą dostałam pod choinkę?", no niemożliwe, pomyślałam:) Ale w duchu się ucieszyłam, jednak płci nie oszukamy;) Więc Agatka była kąpana, przewijana, przekarmiana;) Przyglądałam się z boku i tak sobie pomyślałam, skąd Kornelia wie, co i jak, z tą pieluszką, nocnikiem, itd. Zapytałam ją, a ona na to: "Przecież wszystkie kobiety wiedzą jak się zajmować dzieckiem". No właśnie. Chyba każda z nas bała się tego momentu po urodzeniu dziecka, czy damy radę i oczywiście dałyśmy, zmęczone, ale instynkt podpowiadał co i jak:)
Dlaczego dziś taki wstęp? Zaraz wytłumaczę, ale najpierw przedstawię głównych bohaterów dzisiejszego wpisu:

Stara skrzynka na owoce:


Palety budowlane:


Stare szuflady:


Tylko nowa tablica korkowa;)



I co z tą Agatką?;) Korzystając z pięknych i słonecznych dni przygotowałam dla Kornelki i jej "córeczki" kącik do zabawy w ogrodzie. W ruch poszły palety budowlane, szlifierka i farby:) Kornelka jako wytrawna ogrodniczka ozdobiła swój domek kwiatami. Jako stolik posłużyła skrzynka na owoce, na niej serwis kawowy i czerwona begonia.
Z jednej z szuflad wykonałyśmy osłonkę na doniczki. Posadziłyśmy w niej wrzosy:)
Siedzisko to trzy palety, zbite i pomalowane:) 
Kornelcia i jej Agatka mają swój kącik w ogrodzie:)




Przygotowałam także niespodziankę dla Dominika. Jedną z jego pasji jest piłka nożna. Lubi oglądać mecze, gra w piłkę i zdobywa medale. Niestety, na razie jesteśmy ograniczeni powierzchnią i nie ma miejsca na wyeksponowanie tych medali, zdobytych przecież wielkim trudem i zaangażowaniem:) I znów wykorzystałam starą szufladę. Wyszlifowałam, sprawdziłam, czy nie ma korników, w innym przypadku czeka na nie terpentyna, pomalowałam, przymocowałam gałkę do mebli i medale wiszą:) Jakiś czas temu mój mąż w loterii wylosował koszulkę z podpisami naszych piłkarzy z WKS Śląsk, moi panowie są "zdrowymi" kibicami, zresztą ja też;)))
Więc ozdobiłam zakupioną tablicę tak, by pasowała do szuflady z medalami. 
Radości nie było końca po powrocie z obozu:))) Ehh, jak dobrze usłyszeć od dziecka słowa, że ma najukochańszą mamę pod słońcem:))) Znacie to prawda?:)))





No nie mogłam zapomnieć o sobie;) A została jeszcze jedna szuflada. Farby w ruch i oleje mają swoje miejsce:)))


I na koniec autopromocja....ciekawych miejsc w regionie. Niedaleko od mojego miejsca zamieszkania znajduje się wieś Dębina, a w niej rośnie "Słowianin", to dąb, który został wybrany  w Polsce Drzewem Roku 2014!!!!! Wyobrażacie sobie, jaką konkurencję musiał zdeklasować, przecież mamy mnóstwo pięknych drzew w Polsce, a jednak on, nasz "Słowianin". Godnie reprezentował także nasz kraj w Europie, zajął czwarte miejsce! Brawo!
Jeśli chodzi o polską edycję konkursu to w jury zasiadali: Elżbieta Dzikowska, znana podróżniczka i pisarka, Kazimierz Kutz, reżyser i senator i profesor Jan Miodek, popularyzator wiedzy o języku polskim.




Jako absolwentka turystyki, która obserwuje rozwój tej pięknej branży, jestem zbudowana postawą władz lokalnych, które z pomnika przyrody potrafiły uczynić symbol społeczności lokalnej. Obserwuję to miejsce, czasami tam piknikujemy i cieszymy, że "Słowianin" przyciąga grupy rowerzystów, ciekawe osobistości. Dużo jeżdżę po Polsce i jest wiele miejsc, które warto zobaczyć, ale niestety promocja niektórych regionów "leży";) Ale dajmy czasowi czas po prostu.
Do redakcji gazety lokalnej napłynął wiersz dumnego mieszkańca, pozwolę sobie tu przytoczyć:

Wśród kołyszących się łanów zboża
I falującej wokół zieleni
Niby żaglowiec na falach morza
Stoi "Słowianin" - w słońcu się mieni.

Konary niczym maszty sprężyste
Dzierżą gałęzie jak wielkie reje
A ciemna zieleń tysięcy liści
Jak wielki żagiel na nich się ściele.

I tak od wiosny aż do jesieni
To piękne drzewo potęgą będzie
I znów jesienią w żagli zieleni
Niby lampiony błysną żołędzie.

A kiedy późną, jesienią złotą
Opadną liście  żółto-zielone
Na nagich rejach siądą z ochotą
Jak morskie ptaki - kruki i wrony.

Kiedy śnieg pola bielą zaścieli
Mróz wszystkie wody wokół pościna
Stać będzie pośród tej pięknej bieli
Nasz dąb "Słowianin" w porcie Dębina.

Po zimie wiosna życie rozwinie
I zieleń reje pokryje nagle
I znów jak zawsze na "Słowianinie"
Będą łopotać zielone żagle.

Pozdrawiam Was i życzę dobrego wrześniowego tygodnia:)))


niedziela, 16 sierpnia 2015

Komody, młynki, listowniki i zamki na wodzie;)

   Komody, komody, komody...;) Wciąż je maluję i ozdabiam. Gotowa do odbioru jest kolejna. Ostatnio pokazywałam komodę w kolorze fiołków z białym motywem, a teraz klientka dla urozmaicenia poprosiła o wersję odwrotną, a więc komoda biała z fiołkowym motywem i gałkami meblowymi także w kolorze fiołków:)



W międzyczasie wyciągam moje starocie i daje im nowe życie. Młynek wyszperany na targu ozdobiłam w klimacie sielskości i stylu cottage:)





I jeszcze listownik w kolorze okiennic w południowej Francji....bardzo lubię ten kolor, postarzany pastą i stylizowany na bardzo stary:)






Jestem wielką miłośniczką zamków, na Dolnym Śląsku mamy ich mnóstwo, większość udało mi się zobaczyć. Niektóre z nich są bliżej, niektóre dalej od mojego miejsca zamieszkania, a ten, który odwiedziliśmy ostatnio, leży całkiem niedaleko. To zamek w Wojnowicach, który był obronną siedzibą rycerską, jest jednym z nielicznych tego typu budowli w Polsce. Otoczony fosą, jest zlokalizowany w najniższym punkcie okolicy, pośród lasów i mokradeł.
Zamek pochodzi z XIV wieku, był wielokrotnie przekształcany i bardzo często zmieniał właścicieli. 
Okres powojenny, jak dla większości zabytków, nie był łaskawy dla zamku.  Dopiero w latach 60 - tych Wrocławski Oddział  Historyków Sztuki zaopiekował się zamkiem i podjął się restauracji budowli. Od 7 czerwca 2014 roku właścicielem zamku jest Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka - Jeziorańskiego we Wrocławiu, które otrzymało w darze zamek od Ministerstwa Skarbu. 
Wewnątrz znajduje się restauracja, kawiarnia, hotel, organizowane są plenery i warsztaty artystyczne, liczne szkolenia i konferencje. Podwoje zamku są otwarte dla każdego, kto kocha piękno architektury i krajobrazu. Mam nadzieję, że w przyszłości piękny park, który otacza zamek zmieni także swoje oblicze, bo jednak jest trochę zaniedbany. Ale spokojnie...potrzeba czasu, zamek jest pięknie odnowiony, spacerując słyszymy muzykę, dużo wrocławian odpoczywa na kocykach, piękna, spokojna atmosfera, dobra kawa i dobre towarzystwo gwarantuje odpoczynek przez duże O;)














Pozdrawiam i życzę dobrego tygodnia:)))

piątek, 14 sierpnia 2015

Piękne, niekochane... i poćwiczmy umysł;)

   Przyszedł czas na polecenie książek i filmów, które udało się  w ostatnim czasie przeczytać i zobaczyć. Własnie książka i film to sposób, mój sposób na oderwanie się od rzeczywistości,  na chwilowe zamknięcie oczu na to, co dzieje się wokół. Bo przecież oprócz obrazów pięknych, jak twarze ukochanych dzieci czy uśmiech męża, widoki, pejzaże i piękno tego świata są też obrazy brzydkie, które towarzyszą nam od dawna, które, które musimy oglądać. Wiem, że to dziwnie zabrzmiało, ale niech tak zostanie. Nie jestem zwolennikiem "wywlekania" na blogu prywaty, o nie. Chcę tylko napisać o tym, że jednym z moich ulubionych sposobów na ucieczkę od realu jest książka:) Tak mam od dziecka i od dziecka czytam, w ostatnim czasie mniej, ale tak, jak stwierdziłyśmy z koleżanką wczoraj przy kawce, na emeryturze to będziemy czytać od rana do wieczora;) Obie jesteśmy uzależnione od czytania właśnie:)

Poniższa książka potwierdziła to, co obserwowałam od dawna....ile miłości dostałeś, tyle miłości potrafisz dać. Pewnie znacie wyjątki, ale zostańmy przy ogólnym wniosku. Braku tego najpiękniejszego uczucia doznała Marilyn Monroe. Wydawałoby się, że od życia dostała dużo, olśniewającą urodę, talent, kochających mężczyzn i uwielbienie tłumów. Ikona kobiecego piękna i seksu, za którą uważało i uważa się Marilyn, powinna się czuć najszczęśliwszą istotą we wszechświecie. Tak nie było. I w książce, i w realu także.
Alfonso Signorini napisał książkę: "Marilyn. Żyć i umrzeć z miłości", to wciągająca zbeletryzowana biografia, w której występują postaci z życia bohaterki, ale wszelkie dialogi i fabuła są owocem fantazji autora.
Jestem mamą, szczęśliwą, czasami zwyczajnie zmęczoną, ale w razie zagrożenia życia dziecka pewnie skoczyłabym  ogień. To normalna reakcja nas wszystkich. Marilyn też miała mamę, ale inną od nas....Piękna dziewczynka przeszkadzała niezrównoważonej matce, która marzyła o życiu aktorki i gwiazdy. Zamykana w szafie na całe  noce i bita nie może zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Babcia to skarb, zazwyczaj. Ale nie w przypadku Marilyn. Jej babcia była niezrównoważona psychicznie, dusiła wnuczkę poduszką, ten obraz wraca potem w dorosłym życiu bohaterki często. Bardzo. Nawet w sytuacjach intymnych. Potem sierociniec, tęsknota i dramat małej, samotnej dziewczynki, szukającej odpowiedzi, dlaczego nikt jej nie kocha. Co może jeszcze spotkać małe dziecko? To coś, co zaznaczy ślad na sercu  każdego dziecka, na zawsze...molestowanie przez opiekuna. Młoda, ufna dziewczyna zrobi wszystko, by choć na chwilę czuć się ważna i kochana. Marilyn dojrzewa, pięknieje, ale koszmary jej nie opuszczają. Szuka ukojenia w ramionach kolejnych mężczyzn, zdobywa sławę, historię życia wszyscy znamy. Zakochuje się w kimś, kto nie mógł z nią być, który wybrał rodzinę i dobre imię. Marilyn rozchwiana emocjonalnie pije coraz więcej, łyka tabletki. Nie potrafi się podnieść. Umiera. To szok dla całego świata. Mną targa straszny żal. Jak to jest, że nie potrafimy pomóc tak wrażliwym, samotnym ludziom, czy można to w ogóle zrobić? Czy takie jest ich przeznaczenie? 
Marilyn powiedziała: "Wiedziałam, że należę do publiczności, do świata. Nie dlatego, że byłam szczególnie utalentowana czy piękna, ale dlatego, że nigdy nie należałam do nikogo innego".
Autor dedykuje tę książkę wszystkim Marilyn świata: kobietom, mężczyznom i nie tylko...
Jestem przekonana, że każdy z nas zna przynajmniej jedną osobę z podobnymi przejściami, może sami mamy podobne. Jedno jest pewne, najważniejsza jest miłość, bez niej żadne skarby tego świata, żadne pieniądze nie dadzą szczęścia. Przykłady można tu wymieniać w nieskończoność, bo przecież właśnie Marilyn, czy bardziej nam współczesna Whitney Houston to ofiary braku miłości. Utalentowane, piękne, ale zniewolone nałogami. Czy poznały, co to miłość? Chyba nie. Czy potrafiły ją dać, choć obie pięknie o niej śpiewały....chyba nie.
To książka, którą Wam polecam:


I posłuchajmy pięknej Marilyn, która zaśpiewała dla tego, którego nie mogła mieć.


I Whitney....ehh, jaka szkoda....


Zostaniemy przy tajemnicach ludzkiego umysłu. Ale tym razem będzie o filmie. To stosunkowo stary film, ale wcześniej go nie widziałam. To "Donnie Darko". Uwielbiam takie pokręcone filmy, po obejrzeniu których długo rozmyślam o tym, do jakiego gatunku go zaliczyć. Bo ten film ma elementy dramatu, komedii, ale i fantastyki. Główny bohater to nastolatek, który ma zaburzenia osobowości, chodzi na terapię, zostaje poddany hipnozie. Donnie spotyka Franka - tajemniczą postać w kostiumie, który zaczyna manipulować życiem chłopca. Frank wciąg Donniego w pętlę czasu, dzieją się dziwne rzeczy, bohater przewiduje przyszłość. a my oglądając, zaczynamy się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. Czy to pogłębiająca się choroba umysłu, czy rzeczywiście istnieje możliwość wejścia w różne tunele czasowe. Kłania się fizyka, psychologia....Nie będę więcej pisać, bo może ktoś obejrzy ten świetny film, który jest dobrą gimnastyką naszego umysłu. Imponuje portret człowieka przedstawiony w filmie, zastanawiamy się nad jego decyzjami i wyborami, zadajemy sobie pytanie, co by było, gdyby...Poza tym odczuwamy komfort, oczywiście złudny, cofnięcia czasu. Chyba każdy z nas o tym marzył:) Ale przeznaczenie, bez względu na wszystko musi się spełnić. Jakie było przeznaczenie Donniego? Obejrzyj i przekonaj się:)
Dla mnie osobiście dodatkowym atutem była muzyka i świetna Drew Barrymore, którą bardzo lubię oglądać, czy w roli przyjaciółki kosmity w "E.T." czy wyrachowanej nastolatki w "Trującym bluszczu". 
Jak lubicie takie pokręcone filmy, to "Donnie Darko" jest dla Was:) Pozdrawiam i życzę dobrego weekendu:)


czwartek, 6 sierpnia 2015

Lawenda rządzi;)

Ostatnio było bardzo kolorowo, więc dziś troszkę spokojniej, żeby nie powiedzieć wręcz jednokolorowo;) Ale okazuje się, że to kolor ulubiony, kochany, uspokajający, magiczny, piękny po prostu. Dziś będziemy oscylować wokół koloru fioletowego, fiołkowego, lawendowego, itp., itd.:)
Pokażę komodę, która przeszła znaczną zmianę, półkę na przyprawy, deskę do krojenia i podam przepis na lawendowy tonik.

Kolor komody został wybrany przez klientkę, wzór szablonu także, ja dostosowałam się do zaleceń i komoda gotowa. 

Komoda przed:



I komoda po metamorfozie:)



Beata to moja dobra koleżanka, a także klientka. Obie jesteśmy miłośniczkami stylu prowansalskiego. Beata powoli, powoli przygotowuje się do zmian w kuchni. Najważniejsze to zacząć, a potem to już pójdzie:) Wszystkie wiemy, jak wygląda remont w kuchni. Niby tylko malowanie, a kończy się zmianą wystroju. Beata zaczyna od półeczki z przyprawami i deseczki, przy odbiorze wysłała sygnał, że na tym się nie skończy. Skąd ja to znam;) Ehhh, my kobitki;))))

Duet przed:



Duet po:






I na koniec mój własny tonik lawendowy. Generalnie jest tak, że z kosmetykami tak  średnio mi po drodze, nie należę do tych osób, które mają osobny krem do każdej partii ciała;)
Ale tonik to podstawa. W jakiejś gazecie znalazłam przepis, i wzięłam się za przygotowywanie:)
Potrzebne były: szklany słoik, choć butelka byłaby lepsza, lawenda, suszona lub świeża i ocet jabłkowy.


Najlepsza do przygotowania takiego toniku jest świeża lawenda. Używamy wówczas 2 szklanki zerwanych liści. Gotujemy 500 ml wody i zalewamy zioło. Odstawiamy na 10-15 min. do zaparzenia. Napar przelewamy przez sitko do szklanego naczynia, dodajemy łyżkę octu i zakręcamy. Tonikiem przemywamy twarz dwa razy dziennie - rano i wieczorem. Tonik oczyszcza pory, zmywa zabrudzenia i pozwala skórze oddychać. Przechowujemy go w lodówce. Ja jestem po porannej kuracji i czuję się ....hmmmm, lawendowo!
Pozdrawiam i dziękuję za Wasze odwiedziny:)