niedziela, 24 maja 2015

Bratki, krzesełka i kolejny raz Lisa Genova...:)

Witajcie:)

Codziennie, no może prawie codziennie, zaglądam na Wasze blogi. Jestem zachwycona. Ubolewam nad faktem, że nie mam czasu na dokładniejsze przeglądanie ich zawartości. A tak bardzo warto! Nie zdawałam sobie sprawy, że mamy tyle twórczych, pomysłowych i kreatywnych osób:) Coś pięknego. Może trochę pomarzymy...Wyobraźmy sobie, że tworzymy wielki supermarket, może bardziej galerię (ładniej brzmi), w którym są TYLKO nasze dzieła;) A więc książka, tomik poezji, aniołki z masy solnej, kuferki, zasłonki, filcowe cudeńka, szydełkowe perełki, obrazki, poduszki....i tak dalej, i tak dalej....Jeśli kogoś lub coś pominęłam, to przepraszam, ale w naszym supermarkecie są WSZYSCY! Bez wyjątku:)
I co...wyobrażacie sobie te tłumy? Bo ja tak, a co! Budujące jest to, że ciągle są osoby, które przedmioty wykonane własnoręcznie stawiają przed innymi, przed tymi z wiadomego kraju...;)
Nie będę rozwijała tego wątku, bo już ten temat poruszałam kiedyś, a na Waszych blogach też nie raz się pojawiała dyskusja, więc pomilczmy trochę....:)
Tymczasem zapraszam na moje stoisko;) Dziś na moim stoisku komplet, który powędrował do pewnej mamy:) Składa się z lampionu, obrazka i serwetnika. Motyw wspólny - bratki. W moim ulubionym kolorze.



Lampion zapalony wieczorem wygląda tak:



A teraz coś dla maluchów, do siedzenia:)
Ozdobiłam dwa krzesełka, w teorii jedno dla dziewczynki, drugie dla chłopców:)
Najpierw pokażę to dla małej damy:) Pomalowałam je farbą w jasnym, pudrowym różu, dodałam moje ukochane przecierki i ozdobiłam papierem z pięknym, moim zdaniem, motywem.





A drugie krzesełko jest mniej romantyczne, ale też z ciekawymi, dziecięcymi motywami:)





I na koniec książka. W czasie weekendu majowego udało mi się trochę nadrobić zaległości czytelnicze, więc stopniowo staram się z Wami dzielić moimi odczuciami:)
Pisałam już o takiej autorce, jak Lisa Genova. Polecałam jej książki: "Motyl" i "Kochając syna". Sięgnęłam po jej kolejną książkę, to "Lewa strona życia". I znów się nie zawiodłam.


Autorka kolejny raz bardzo dobrze łączy opis rzadkiego przypadku medycznego (jest doktorem nauk medycznych w dziedzinie neurobiologii) z powieścią obyczajową. I kolejny raz kreśli fascynujący portret kobiety walczącej o odnalezienie swojego miejsca w życiu po urazie doznanym w wypadku samochodowym.
Ta kobieta to Sarah Nickerson, matka trójki dzieci, piastująca bardzo dobre stanowisko w renomowanej firmie. W związku z tym setki telefonów, maili odbieranych czasami nawet podczas jazdy samochodem. W ciągłym biegu, w ciągłym stresie, bez czasu dla siebie. Dużą pomocą jest niania, która praktycznie wychowuje dzieci i mąż, wyrozumiały i kochający.
Życie Sarah przypomina nadmuchany do granic możliwości balon....który w końcu musi pęknąć. I pęka...Kobieta ulega wypadkowi samochodowemu, gdy podczas jazdy rozmawia przez telefon i o sekundę za długo nie patrzy na drogę. Jakże ważna sekunda w życiu Sarah...
Spowodowany wypadkiem uraz mózgu całkowicie wymazuje lewą stronę jej świata, i po raz pierwszy Sarah pozwala na to, żeby kontrolę przejęli jej bliscy, w tym od dawna nieobecna w jej życiu matka. Wzrusza szczególnie ta relacja. Matka odsunęła się od Sarah już w dzieciństwie, kiedy tonie brat bohaterki. Mama nie może sobie darować, że nie pilnowała małego synka, zapada w głęboką depresję i w rezultacie traci dwoje dzieci, bo także odsuwa się od małej córeczki. Dziewczynka rośnie, dojrzewa, układa sobie dorosłe życie bez mamy. Cierpi i na początku, po wypadku, odrzuca pomoc mamy, ale gdy uzmysławia sobie, że nie jest w stanie sama nawet umyć zębów poddaje się i godzi na warunki bliskich, w tym mamy. A mama? Myślę, że ten krótki czas, jaki był im dany razem, bo tutaj uchylę trochę tajemnicy, ale mama umiera, był najpiękniejszym czasem w życiu mamy i córki. 
Czy Sarah pogodzi się ze swoją niepełnosprawnością, jak potoczy się jej życie, co będzie priorytetem pozostawiam tutaj bez odpowiedzi, bo może ktoś sięgnie po tę książkę, polecam. 
Autorka trafia z tematem w sedno naszych czasów, gonimy i gonimy, dziesiątki rzeczy dziennie do załatwienia, w ciągłym biegu i stresie. Wczoraj byłam na takim "babskim" spotkaniu i jedna z koleżanek zastanawiała się właśnie nad tym, że mamy tyle różnych urządzeń, które mają za zadanie zaoszczędzenie naszego czasu, jak pralka, wszelkie roboty kuchenne, itd., a jednak wciąż nie mamy czasu...Oby nigdy nie spotkało nas to, co Sarah, tego Wam i sobie życzę:)))
Dobrego tygodnia!

piątek, 15 maja 2015

Witajcie:)

Dużymi krokami zbliża się święto wszystkich mam, Dzień Matki. W związku z tym powoli, powoli napływają zamówienia. Kropkowe zamówienia;)

Na początek bardzo delikatne połączenie koloru niebieskiego z bielą, a do tego orzeźwiająca zieleń. Bardzo lubię taką kolorystykę. Serduszko w środku ma przypominać o miłości do mamy właśnie:) Oto kuferek na drobiazgi i biżuterię:)



Na targowiskach kuszą truskawki...niedługo dołączą do nich czereśnie, które bardzo lubię. Czereśniowy motyw prezentuję na kolejnym kuferku. Zamiast zapięcia zaproponowałam drewnianą kulę:)




Pozostaniemy przy kolorze czerwonym:) Na segregatorze, który przygotowałam, znajdują się motywy w kolorze miłości:) W segregatorze będą przechowywane ulubione czasopisma.





Krzyż to dla ludzi wierzących bardzo ważny symbol, najważniejszy. Dla mnie także. Zdarza się, że jestem proszona o przygotowanie krzyża. Często stosuje wtedy złocenia, wykorzystuję papier ryżowy z wizerunkiem Chrystusa i całość maluję na brązowo. Ale tym razem jest inaczej. Krzyż jest biały, a ozdobiłam go motywem maków, ich szybkie przekwitanie i opadanie płatków jest metaforą przemijania ludzkiego życia, każdego życia.


Teraz czas na anioły i pudełeczko na małe karteczki. Wcześniej ozdabiałam w podobnej stylistyce pojemnik na długopisy, który można  zobaczyć TUTAJ.




Dla Pani Dorotki, która zamówiła to pudełko przygotowałam serce w podobnej tematyce:) Pani Dorota jest osobą, z którą mogłabym rozmawiać i rozmawiać, ma bardzo ciekawe zainteresowania i piękną osobowość:)






Dawno nie polecałam żadnej książki, a kilka udało się przeczytać. Dziś chciałam napisać kilka słów o pięknej książce, którą można przeczytać w dwie godziny. To nie broszurka, o której szybko zapomnimy. To opowieść o smutku, ale traktowanym nie jako stan, ale jako proces. Nie chcę, żeby było smutno... choć książka nie jest wesoła, ale myślę, że pomimo wielkiego bólu autora, o którym mówi w książce, to w zderzeniu z opisem tak wielkiej miłości i tęsknoty będziemy czuć radość, wielką radość. 
Autorem książki "Smutek" jest C.S. Lewis, autor słynnych "Opowieść z Narnii". 


Istotnym momentem w  życiu pisarza była przyjaźń, a następnie małżeństwo z Joy Gresham, amerykańską pisarką żydowskiego pochodzenia. To właśnie po jej śmierci powstała ta książka.
Lewis nazywa w książce swoją ukochaną po prostu H., rozmawia z nią, spiera się, zastanawia się, jak wyglądałoby ich małżeństwo, gdyby H. wciąż żyła. Warto dodać, że Lewis zdecydował się na małżeństwo, wiedząc, że ukochana jest ciężko chora, że prawdopodobnie umrze przed nim.  Tak się stało. 
Podoba mi się bardzo przedmowa napisana przez Madeleine L'Engle. Wiele w niej mądrości.
Madeleine pisze:

"Śmierć ukochanego jest amputacją. Ale gdy dwoje ludzi się pobiera, każde musi zaakceptować to, że któreś z nich umrze pierwsze. Kiedy C. S. Lewis poślubił Joy Davidman, było raczej pewne, że to ona odejdzie pierwsza - chyba że nastąpi jakiś nieoczekiwany wypadek. Wszedł w małżeństwo ze złowróżebnym przeczuciem śmierci, dając dowód niezwykłej miłości, odwagi i osobistego poświęcenia. Tymczasem śmierć, która przychodzi po spełnionym małżeństwie i odpowiednio długim okresie wspólnego życia, jest częścią niesamowitego cyklu narodzin, miłości, życia i umierania."

Wstęp do książki natomiast napisał syn Joy z pierwszego małżeństwa Douglas H. Gresham. Łączyła go wielka przyjaźń z ojczymem Lewisem, o którym pisze: 

"Jeszcze bardziej nadzwyczajnym czyni "Smutek" osoba autora, który był niezwykłym człowiekiem, oraz osoba opłakiwanej kobiety - także niezwykłej. Oboje byli pisarzami, utalentowanymi naukowcami, oboje wyznawali chrześcijaństwo - ale na tym podobieństwa się kończą. Fascynuje mnie to, że Bóg styka niekiedy ze sobą ludzi tak odmiennych, w wielu różnych aspektach, i łączy ich w duchowej jedności, którą jest małżeństwo".

Lewis napisał książkę szczerą i poruszającą do bólu. Pisana w formie dziennika jest relacją z kolejnych tygodniu po odejściu ukochanej. Pisze o swoim wyobcowaniu w środowisku przyjaciół, o przygotowaniu na własną śmierć, rozpaczliwym zaakceptowaniu Boskich wyroków. 
Nie znajdziemy w niej prostych odpowiedzi, mało tego, czujemy ból Lewisa, wygrażamy pięścią razem z nim w stronę nieba, płaczemy także....ale jednocześnie ta żałoba w jakiś dziwny sposób dojrzewa, kieruje się w stronę nadziei i pocieszenia. A my razem z nią. 
Autor pisze:

" Czasami, Boże, ma się pokusę powiedzieć, że jeśli chciałeś, byśmy byli jako lilie wodne, mogłeś dać nam postać do nich podobną. Ale to pewnie Twój wielki eksperyment. Nie, nie eksperyment, bo Ty nie potrzebujesz nic odkrywać. Raczej Twoja wspaniała inicjatywa. Stworzenie organizmu, który jest równocześnie duchem. Stworzenie tego przerażającego oksymoronu, "zwierzęcia obdarzonego duszą". Wziąłeś biedne stworzenie o najwyższym stopniu rozwoju, zwierzę unerwione od stóp do głów, istotę z żołądkiem wymagającym napełnienia, rozmnażający się stwór, który pożąda towarzyszki, i powiedziałeś mu: " No, dawaj sobie radę. Stań się bogiem".

Dnia 22 listopada 1963 roku Lewis umarł i jestem pewna, że spotkał swoją ukochaną H. :)))))
Polecam książkę, jest naprawdę piękna, co chwila zaznaczałam myśli autora, które mnie urzekały, to nie miejsce, by je wszystkie cytować, a wierzcie mi, są prawdziwymi perłami:))))

Życzę Wam wiele słońca na nadchodzące dni i oby w Waszym życiu, była taka osoba, jak H. w życiu  Lewisa. I nie myślę tu tylko małżonku, przyjaźń to też piękna relacja, za przyjacielem też można tęsknić, nawet bardzo:))))

sobota, 9 maja 2015

Jednak kocham kwiaty;)

  O co chodzi z tym tytułem...;) Chyba każda osoba, która zajmuje się ozdabianiem przedmiotów ma różne okresy, w których określony motyw niemalże pcha się do każdej pracy.   U mnie teraz to są kwiaty:))) Nie wiem, czy tak się dzieje, bo piękna wiosna za oknem? Nie mam pojęcia.

Ale najpierw prowansalskie klimaty i herbaciarka w takim właśnie charakterze:)




Przygotowałam jeszcze obrazki do mojego kącika czytelniczego przed domem:)




Obrazki "poczęstowałam" pastą postarzającą, przetarłam na brzegach, zabezpieczyłam lakierem i powiesiłam na zewnątrz. Przecież nikt nie powiedział, że obrazki muszą wisieć w środku, prawda?




Wiecie, że kocham ptaki, więc mój kącik zdobią ptaki z drewna, które pomalowałam na biało, ozdobiłam za pomocą szablonu, pasty strukturalnej i koralików. 

Aha, jeszcze historia szklanego stolika ze zdjęcia;) Oczywiście nie był biały. Przez wiele lat prezentował się tak i reklamował szanowną markę pod nazwą Castorama;)



Szkło to baaaaardzo dobry materiał do ozdabiania...więc, oczywiście kwiaty:)


Powyższy otwór jest na parasol, gdyby ktoś przez przypadek pomyślał, że mnie fantazja poniosła w kierunku cięcia szkła, aczkolwiek kto wie, kto wie...;)

Pozostaniemy w ogrodzie, będzie dalej kolorowo... ale przede wszystkim biało jednak, bo jak widać, jestem uzależniona kompletnie od tego koloru;)
Dawno temu u kogoś zobaczyłam starą konewkę.


Stara, podrapana, nikomu niepotrzebna, prawie nikomu. Ja nie przepuszczam takich okazji.
Pędzel w ruch i konewka stoi w ogrodzie i czeka na pelargonie albo surfinie:)



Żegnam Was Kochani fotką moich tulipanów życząc Wam wielu kolorów w życiu, dobrego tygodnia i wszystkiego dobrego!


wtorek, 5 maja 2015

Ziemia milicka zaprasza:)

Chętnych zabieram dziś na wycieczkę po ziemi milickiej. Będzie dużo fotografii, trochę informacji, ale raczej ciekawostek, ponieważ wiem sama, że daty, wysokości, liczby, nazwiska szybko się nudzą...Zapraszam:)

Stawy Milickie to jedna z największych w Europie ostoi ptactwa. Położone w dolinie Baryczy stanowią niezwykle malownicze fragmenty krajobrazu Dolnego Śląska. To raj dla miłośników przyrody, dla fotografów, ornitologów, artystów i osób, które lubią odpoczynek z dala od aglomeracji miejskich. Wielbiciele leśnych wędrówek będą zadowoleni, ponieważ duża część krajobrazu to lasy, a także pola uprawne, łąki i pastwiska.
Stawy zostały założone przez cystersów, którzy osiedlili się na tych terenach w 1136 roku i założyli 2000 ha stawów.
Współcześnie założono rezerwat dla ochrony cennych i rzadkich gatunków ptaków, a także fragmentów środowisk wodnych i błotnych, które stanowią miejsce gniazdowania, żerowania i odpoczynku  ptaków. Główne gatunki to: gęgawa, podgorzałka, błotniak, bocian biały i czarny, gęsi, kaczki, płaskonosy, nurogęsi, czajki, siewki, żurawie, czaple....i wiele innych gatunków.
Wstęp na teren rezerwatu jest zabroniony, ale jest wiele ścieżek i punktów widokowych udostępnionych dla turystów.
Miłośnicy turystyki rowerowej znajdą na tym terenie bardzo dobrze przygotowane szlaki. Przez te kilka dni pobytu widzieliśmy wielu rowerzystów, widzę tendencję wzrostową w całej Polsce, to bardzo cieszy:)
Warto jeszcze dodać, że Stawy Milickie są największym w Polsce i Europie ośrodkiem hodowli karpia. Roczna produkcja to 2000 ton ryb, z czego 90 % stanowi karp. Podstawa hodowli to: zdrowa karma, stała opieka weterynaryjna i ichtiologiczna, ekologicznie czysty region oraz siedemset lat tradycji.

Na początek kilka fotografii stawów:)







A teraz ptaki....oczywiście tylko namiastka, ale może kiedyś....:)


























Pozostaniemy jeszcze przy przyrodzie...

Ślimak, ślimak pokaż rogi...



Kaczeńce...jak mało ich teraz widzimy:(



Pół drzewa?;)


Wieeeelkie gniazdo bociana:)





A kuku:)



I zachód słońca:)



I stare drzewo...


Chciałam Wam jeszcze pokazać ciekawą miejscowość, jest to Ruda Milicka. Wieś zachwyciła czystością, ale także wielką solidarnością mieszkańców. Otóż w 2011 roku wszyscy mieszkańcy zgodzili się na nadanie miejscowości charakteru wsi tematycznej Ptasia kraina, i każdy dom  jest
przyozdobiony drewnianymi wizerunkami ptaków autorstwa lokalnego rzeźbiarza Jerzego Zakowicza, który wykonał także rzeźbę św. Franciszka z Asyżu witającego przybyłych gości. Naprawdę pomysłowość mieszkańców, ich dbałość o swoją miejscowość to wzór do naśladowania dla innych:) Bravo!
Na początku wsi po prawej stronie można zobaczyć budynek dawnej leśniczówki, pochodzącej z 2 poł. XIX wieku.










Milicz....w tymi mieście oprócz świetnych restauracji, urzekł mnie pałac, który został wyremontowany i prezentuje się bardzo okazale. Pochodzi on z końca XVIII wieku, od 1963 roku ma tam swą siedzibę Zespół Szkół Leśnych. Pałac otacza ponad 200-letni park w stylu angielskim ze starymi dębami i rzadko występującymi w Polsce cypryśnikami błotnymi.
W 1813 roku w pałacu doszło do spotkania, które zadecydowało o dalszych losach Europy: car Aleksander I i król pruski uzgodnili wówczas taktykę dalszej walki z Napoleonem. Pałac przetrwał wojenne zawieruchy, a jego ocalenie wyjaśnia legenda pochodząca z XVI wieku. Kiedy pani na zamku, Ewa Maltzan, odpoczywała po porodzie, spod podłogi ukazał się jej karzeł. Niezwykły gość poprosił o przestawienie lampy, gdyż kapiący olej utrudniał oddychanie jego synowej, także oczekującej dziecka. Ewa spełniła prośbę, a karzeł odwdzięczył się jej sznurem pereł oraz obietnicą, że zamek będzie bezpieczny, dopóki klejnoty znajdować się będą w jego wnętrzu.


Obok znajdują się ruiny XIV - wiecznego zamku. Wciąż nowi właściciele, przebudowy i pożary....



W  mieście zwraca uwagę także niezwykła świątynia, kościół Łaski, jeden z sześciu na Śląsku, drewniany, o konstrukcji szkieletowo - murowanej, zbudowany na planie krzyża. W końcu XVII wieku ucisk ewangelików był tak wielki, że spowodował interwencję zbrojną króla szwedzkiego w ich obronie. Warunki pokoju umożliwiły budowę koscioła, jednak za cesarską "łaskę", trzeba było odpowiednio zapłacić, i stąd nazwa.



Bardzo ciekawym miejscem w Miliczu jest kreatywny obiekt mulitimedialny KOM, który stawia na edukację wielu pokoleń. Wewnątrz znajduje się Muzeum Bombek, Galeria Druha Bolka, pyszna kawiarnia, wiele atrakcji dla dzieci i duża sala z ekranem multimedialnym.
Druh Bolek to lokalny bohater, który niestety umarł dwa lata temu.  Bolesław Zajiczek był człowiekiem, który w wieku dziecięcym stracił obie ręce. Przeżył wiele, ale swym życiem udowodnił, że życie niepełnosprawnego to też życie ciekawe, uprawiał wiele sportów, dbał o lokalne harcerstwo, w izbie poświęconej Bolkowi można obejrzeć film, w którym bohater opowiada o swym życiu, zobaczyć medale, puchary i rower przystosowany do jazdy dla człowieka bez rąk.

Znalazłam w sieci króciutki filmik na temat Druha Bolka:


A poniżej fotki z niezwykłego Muzeum Bombek, wszystkie bombki są ręcznie malowane, zwróćcie uwagę na te w kształcie ogórka albo telefonu komórkowego;)









I Galeria Druha Bolka:)




A więc jak widać, w Miliczu znajdziemy coś dla każdego, bo i walory przyrodnicze, i architektoniczne i inne:)

Niedaleko znajduje się wioska Duchowo, bardzo chciałam zobaczyć drewniany Wiatrak Koźlak, zbudowany w 1671 roku, nazwano go Bronisław. Ale niestety, albo stety dla niego;) jest właśnie w remoncie:)


Więc pojechaliśmy dalej....do Cieszkowa. Liczyłam na to, że tamtejszy kościół będzie otwarty, można zobaczyć tam szczątki księżnej, które uległy samomumifikacji. To córka hetmana wielkiego koronnego Sapiehy, która wbrew rodzinie wybrała na męża swojego kamerdynera i tu z nim zamieszkała, uzyskując nawet dla niego herb. Słynąca z grzesznego życia, zmieniła się po śmierci dziecka. Na polecenie papieża ufundowała kościół, w którym wszystkie Madonny mają jej twarz.
Niestety, kościół zobaczyliśmy tylko z zewnątrz:/



Będąc w tych okolicach warto zajrzeć do Trzebicka. To niewielka wieś, bardzo ładnie położona. Znajduje się w niej drewniany kościół, który jest najcenniejszym zabytkiem budownictwa sakralnego na całym Śląsku. Kościół został zbudowany w 1672 roku. Ma unikatową, zrębową konstrukcję, jest jednonawowy, posiada czworoboczną wieżę, na której chełmie znajduje się chorągiewka z datą 1820.
Między XVI a XVIII w. wzniesiono ok. 300 takich kościołów. Świątynia jest jedną z 15, które przetrwały...





Rzadko można zobaczyć drewniane ratusze...więc, gdy przygotowywałam plan wycieczki i zobaczyłam, że w Sulmierzycach jest właśnie taki, to oczywiście chciałam zobaczyć go na własne oczy. Ten niezwykły budynek pochodzi z 1743 roku , wewnątrz mieści się Muzeum Ziemi Sulmierzyckiej ukazującej historię ponad 500 lat istnienia miasta oraz postać poety Sebastiana Fabiana Klonowica, który urodził się tutaj ok. 1545 roku.



I Antonin....a w nim absolutnie niesamowity drewniany pałac myśliwski.
Miejscowość została założona w 1815 roku przez namiestnika Wielkiego Księstwa Poznańskiego, księcia Antoniego Radziwiłła, który nie uległ Prusakom, nie germanizował Wielkopolski, za to napisał pierwszą w historii muzyki operę według Fausta Goethego. Był znanym kompozytorem, dwukrotnie odwiedził go Fryderyk Chopin, dedykując księciu swoje utwory.
Pałac myśliwski powstał w I połowie XIX w. według projektu jednego z najwybitniejszych ówczesnych architektów, Karla Friedricha Schinkla. Modrzewiowy, na planie krzyża równoramiennego, w trzech skrzydłach mieści pokoje mieszkalne, a w czwartym klatkę schodową. Wewnątrz zachwyca strop i kolumna z kominkami. We wrześniu odbywają się tu festiwale chopinowskie, upamiętniające pobyt artysty w pałacu.







I na koniec jak zwykle nasza baza noclegowa podczas pobytu:) Przytulne domki w miejscowości Wąbnice, skąd blisko do wszystkich opisanych miejsc:)


http://www.ostojauroczysko.pl/

Naszym sąsiadem było urocze stworzonko:



Właściciel przygotował dodatkowy środek lokomocji....;)


A nad wszystkim czuwał Chrystus Frasobliwy:))))))


Gratuluję wszystkim, którzy doczytali do tego miejsca!!! Jesteście dzielni:))) Jak widzicie ziemia milicka jest pełna miejsc, które warto zobaczyć. Polecamy Wam je z całego serca, wrócilismy wypoczęci i pełni wrażeń:))) Pozdrawiam wszystkich, którzy zaglądają na ten blog i dziękuję  tym, którzy zostawiają takie cudowne komentarze. Dziękuję:)))