sobota, 28 listopada 2015

Dama komoda, czarny z orange i co wiemy o mózgu:)

    Czasami przychodzi taki etap w naszym życiu, że wysłanie smsa albo napisanie maila to wielki wysiłek czasowy. Bez wyciągania szczegółów na światło dzienne, bo i po co, chcę tylko zaznaczyć, że tak teraz właśnie mam. Męczy mnie to bardzo, ponieważ choć nasze życie toczy się w realu, to jednak po to zakładamy bloga, by pisać i odwiedzać tych, których zaprosiliśmy. Podchodzę do tego poważnie, i nie należę do tych, którzy po prostu zaliczają kolejne blogi. Ja tak nie umiem, że tylko na chwilę, komentarz i papa;))) Lubię to dłuższe zatrzymanie, piszecie tak, że się uśmiecham, bardzo często zamyślam, zachwycam i chcę naśladować:) I w tym tygodniu widziałam mnóstwo piękna na Waszych blogach, ale masa obowiązków nie pozwoliła zatrzymać się na dłużej, dziś chcę to nadrobić i ubogacić swoje wnętrze Waszymi propozycjami książkowymi, dekoratorskimi, kucharskimi i innymi. Liczę na to, że mi się uda, że zajrzę nie na chwilę, lecz na dłużej. Cenię blogosferę własnie za to, że jest kopalnią inspiracji, pomysłów, ludzkiej wrażliwości, dobra, walki z własnymi lękami, szukania pewności siebie i bratnich dusz. 
Codzienne zajęcia nie mogą zadusić mojego głodu dekoratorskiego i czytelniczego. A więc jako osoba uzależniona od tych przestrzeni, wciąż szukam nowych wyzwań, pomysłów i autorów.

Na początek komoda, zwykła, sosnowa. Była taką:) Ubrałam ją w piękny, głęboki, niebieski kolor, lekko wypłowiały, spotykany w architekturze śródziemnomorskiej na okiennicach i drzwiach. A do tego dama komoda ma biżuterię w postaci ceramicznych gałek, malowanych ręcznie w Indiach:)
Jest dość wyrazista, ale w połączeniu z bielą tworzy klimat świeżości i delikatności. Przynajmniej chciałam, by tak było;)







  
A teraz będzie ciemniej;) To znaczy prawie czarno. Od dłuższego czasu chciałam jakoś połączyć czarny z pomarańczem. I tak powstała czarna szkatuła na biżuterię z ornamentami pomalowanymi na pomarańczowo, a uchwyt to szklana, elegancka gałka:)






I na koniec książka. Zaliczana do neurokryminałów, jest odpowiedzią na zainteresowanie współczesnych chemią mózgu - na ile to, kim jesteśmy zależy od zmian zachodzących w naszym mózgu. Czy jakikolwiek uszczerbek  w którymkolwiek z płatów zmienia nasze zachowanie i czy wciąż możemy mówić wtedy o wolnej woli, a może to dusza steruje naszym mózgiem? Kto jest odpowiedzialny za przestępstwo popełnione pod wpływem ucisku guza na mózg? 
Takie właśnie pytania stawiamy sobie podczas lektury książki Christina Jungersena, pt.: "Znikasz".


Główną bohaterką jest Mia, nauczycielka, kobieta spełniona. Od początku do końca "żyłam" tą postacią. Współczułam jej, płakałam razem z nią, przeżywałam jej porażki i uniesienia.
Jej mąż, szanowany dyrektor, niewierny mąż i "słaby" ojciec,  nagle przechodzi metamorfozę i staje się kochającym i czułym człowiekiem. Mia jest zachwycona...Niestety okazuje się, że za tą przemianą stoi coś strasznego. Uciskający guz, powodujący zmiany w mózgu. Mężczyzna staje się nieobliczalny, momentami jest małym, płaczącym człowiekiem, by za chwilę zamienić się w pozbawioną empatii, kompletnie obojętną jednostkę. Mia obsesyjnie śledzi wyniki najnowszych badań neurologicznych, próbuje zrozumieć, jak to możliwe, by mężczyzna, którego tak dobrze znała, stał się zupełnie kimś innym. 
Ich życie zmienia się diametralnie, a do tego dochodzi przestępstwo, które popełnia chory mężczyzna, narażając szkołę, którą zarządzał na wielkie straty finansowe. Czy Frederik, bo tak ma na imię chory mężczyzna, dopuścił się tego świadomie, czy już był kimś innym. Przyjaciele odwracają się od tej rodziny, ich nastoletni syn wstydzi się za ojca, coraz częściej znika z domu, wychodzą na jaw grzeszki Frederika, a Mia zaczyna mieć wątpliwości, czy da radę, czy kocha i czy chce walczyć...Pojawia się Bernard...Jego żona miała wypadek samochodowy i już nie jest tą samą osobą po poważnym uszkodzeniu mózgu...Co zrobi Mia? I kto tak naprawdę znika, czy Frederik, a może Mia?
Książkę świetnie się czyta, zawiera ona sporo informacji naukowych, ale to nie jest nudne, to raczej sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, co by było, gdyby nasza aktualna wersja, znana naszym bliskim, zniknęła...A jak wiadomo, guzy, tętniaki, albo wypadki samochodowe  przydarzają się co chwila...Więc chyba trzeba zrobić wszystko, by w razie czego zapamiętano nas w dobrej wersji;)
A tak na poważnie, to jeszcze jedna refleksja nasunęła mi się po lekturze....jak my wciąż niewiele wiemy o mózgu człowieka, o jego potencjale i możliwościach, ileż jest jeszcze do odkrycia:)
Piszę to z nadzieją i zadumą...:)
Dobrej niedzieli:)))

sobota, 21 listopada 2015

Dzień Życzliwości...:)

   Witam Was bardzo życzliwie! Wszak dziś Dzień Życzliwości:) Mam wrażenie, że przymiotnik "życzliwy" jest jakoś rzadko używany, więc myślę, że to dobry pomysł, by obchodzić takie "miniświęto";) Ale, o dziwo, wiele osób o tym dniu wiedziało. Fajnie:)
Najpierw pokażę prace, a potem trochę o dobrym pomyśle Muzeum Historycznego we Wrocławiu, w którym właśnie dziś pięknie wytłumaczono dzieciom, czym jest życzliwość...

Najpierw kufer, dla pewnej młodej damy. Długo zastanawiałyśmy się z jej mamą nad charakterem pudełka, bo owa dama to jeszcze niby dziecko, ale już takie z własnym gustem, itd. Ostatnio wybrała sobie poduchy z widokiem na Paryż, więc postanowiłyśmy być konsekwentne i kufer ozdobić własnie z motywami tego miasta. Gdy pracowałam przy tym zamówieniu, nawet nie sądziłam, że to miasto, za jakiś czas będzie na ustach całego świata:( Paryż...miasto szczególne dla tak wielu osób, często kojarzone z miłością, od jakiegoś czasu także z lękiem i bólem. Bez względu na wszystko pozostanie wciąż jednym z najpiękniejszych miast świata:)))






 Kolejna młoda dama to miłośniczka Barbie, Syrenek i innych bohaterek bajek:) Więc  motywy bajkowe, dużo koloru i kwiatuszki na kuferku przygotowanym dla tej słodkiej dziewczynki:)))




Poniżej pudełko na chusteczki:



Zegar:



I taca:




I wrócę na chwilkę do Dnia Życzliwości...Muzeum Historyczne zaprosiło dziś chętne dzieci na pogadankę na temat życzliwości. Tłem do dyskusji była wspaniała wystawa: "Arcydzieła malarstwa polskiego przełomu XIX i XX wieku", szkoda, że nie można było robić zdjęć, ale myślę, że dla większości z Was znane są nazwiska Wyczółkowskiego, Boznańskiej, Chełmońskiego, Witkiewicza i innych. Sfotografowałam tylko nasze dzieci i panią, która tak pięknie prowadziła tę lekcję muzealną. Mówiła o tym, że człowiek jest elementem przyrody, a każdy z nas jest cząstką Wszechświata. Dzieci, oglądając pejzaże i martwą naturę dowiedziały się, co zawdzięczamy Matce Ziemi, mówiły o tym, że trzeba ją szanować i o nią dbać. Odpowiadały też na pytanie, jak potrafią okazać jej życzliwość:) To była piękna lekcja:)


A po lekcjach przyszedł czas na spacer i pyszne tosty:) Po drodze spotkaliśmy nowego Krasnala...no takiego nowoczesnego to jeszcze chyba we Wrocławiu nie ma;) Cóż, nawet Krasnale muszą iść do przodu;)


Kochani, dobrej niedzieli Wam życzę i wiele ludzkiej życzliwości na każdy dzień Waszego życia:)))

poniedziałek, 16 listopada 2015

Chlebak, ptak w karmniku i...szukamy autorytetów:)

Ciężko zebrać się do czegokolwiek, gdy świat jest pełen zła, cierpienia i bólu. Ale to wszystko jest jakby wpisane w istnienie ludzkości. Rozmawialiśmy z mężem dziś o tym, czy któreś z pokoleń naszych przodków miało spokojne życie, niestety nie. Dziadkowie...II wojna światowa, rodzice...stan wojenny w Polsce, strajki, komunizm, a teraz nasze pokolenie...nie doświadczamy tego bezpośrednio w Polsce na szczęście, ale co chwila słyszymy o zagrożeniach płynących z działań terrorystów, a nasze dzieci? Każdy rodzic pewnie się nad tym zastanawia? W jakim świecie im przyjdzie pracować, dojrzewać, żyć?
Nie chcę wchodzić w politykę, bo się na niej nie znam, poza tym, to, co w mediach to jedno, a real to drugie. Takie zdarzenia na pewno nie złamią mojej wiary w optymizm i dobro, utwierdzają mnie tylko w przekonaniu, że moja filozofia życiowa, by cieszyć się każdą sekundą życia jest dobra. Jedyną prawda obowiązującą na świecie jest to, że nikt nie zna dnia, kiedy jego serce przestanie bić. Czy jesteś stary, czy młody, bogaty czy biedny, wierzący czy jesteś ateistą, nie ma znaczenia narodowość, kolor skóry, kontynent, na którym mieszkasz...wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi. I mamy jedno życie. Szanujmy je.
Dziś pokażę moje prace, wykonane jakiś czas temu, potem naszego pierwszego ptaka w karmniku i poszukamy wspólnie autorytetów:)

Najpierw chlebak, miał pasować do kuchni z szarymi szafkami. Uważam, że z szarością pięknie koresponduje zieleń, więc w takich kolorach jest chlebak, no i oczywiście bazą jest biel, piękna i uniwersalna. Motyw został wybrany przez zamawiających:)





I drugie zamówienie. Miało być prosto i tylko z przetarciami, bez motywów. To chustecznik i stojak na ręczniki:)



A teraz nasz pierwszy ptak...w karmniku;))) To nasza kotka Ruby! W zeszłym roku była małym kotkiem i swobodnie mieściła się wewnątrz, w tym roku ledwie, ledwie...:)


I na koniec króciutkie rozważania na temat autorytetów. Może to brzmi trochę poważnie, ale dość często ze znajomymi poruszamy temat autorytetów w dzisiejszym świecie. Czasami dochodzi do takich sytuacji, że chciałoby się usłyszeć jakiś JEDEN mądry głos...
I tak naprawdę przecież to nie musi być ktoś znany, widoczny w mediach, bo umówmy się, celebryci często nie mają nic mądrego do powiedzenia, przepraszam tych, którzy jednak mają...chciałam podać nazwisko, ale niestety nikt mi nie przychodzi do głowy;)
Jeśli macie ochotę i znacie kogoś takiego, to napiszcie w komentarzu, może warto w tym natłoku informacji we wszystkich przestrzeniach życia, wymienić się taką wiedzą.
Jest w świecie piosenki pewna osoba, która jest dla mnie autorytetem, jej skromność, mądrość a przede wszystkim umiejętność PRZEBACZENIA i podniesienia się po ciosie sprawia, że ufam ludziom.
To Eleni...Pamiętacie tę roześmianą, pięknie śpiewającą dziewczynę, której piosenki śpiewała cała Polska? To były: " Na miłość nie ma rady", "Na wielką miłość", "Miłość jak wino uderza do głów" i inne bardziej lub mniej znane.
Potem pojawia się w jej życiu cios, jedyna córka Afrodyta zostaje zamordowana przez zazdrosnego chłopaka. Eleni cierpi, rozpacza, pisze już inne piosenki, takie, które mogą jakoś pomóc drugiemu człowiekowi, wesprzeć go w podobnym może cierpieniu.
Jestem słabym człowiekiem, uczącym się wciąż pokory...i także mam córkę, którą kocham nad życie, i jestem w stanie wyobrazić sobie swój ból, gdyby ktoś...Czy umiałabym wybaczyć, tak jak Eleni? Moje przekonania mówią mi że tak, ale czy na pewno? Tu mam wątpliwości. Dlatego tym bardziej cenię Eleni za jej wielką siłę, nie umiem sobie nawet wyobrazić, jak można dalej żyć po takim zdarzeniu. Zmienia się wszystko!
Dlaczego o Eleni...Mam w domu pięknie wydaną książkę, pt.: "Eleni. Nic miłości nie pokona", będącą zapisem rozmów z piosenkarką, które przeprowadził  o. Robert M. Łukaszuk.





W wywiadzie Eleni opowiada o swojej rodzinie, pochodzącej z Grecji, była najmłodsza z dziesięciorga rodzeństwa. Wspomina o skromności  w domu rodzinnym, ale także o wielkim szczęściu.  Książka imponuje mi tym, że nie ma w niej barwnych opowieści, nie ma sensacji. To raczej głęboka, pozbawiona autokreacji refleksja nad życiem. Piosenkarka podkreśla to, że wszystko w życiu dzieje się po coś, że talent to dar, a rodzina to ostoja w życiu. 
Przebaczenie...Eleni dojrzewała do tego, ale zrozumiała, że tylko ono daje wewnętrzne oczyszczenie i pokój. Podkreśla, że nic miłości nie pokona...
Piosenkarka szuka kontaktu z młodzieżą, bo wie, że własnie młodzież potrzebuje wsparcia i mądrości. Afrodyta, zostawiła po sobie zapiski, które Eleni chętnie cytuje na spotkaniach z młodymi ludźmi.
Na pytanie: " Proszę zdradzić, co najbardziej interesuje Pani młodych słuchaczy?", Eleni odpowiada:

"Młodzież reaguje żywo, kiedy czytam fragmenty zapisków mówiące o tym, jak rozumiała miłość Afrodyta. Moja Córka pisała, że miłość Piotra była niedobra, zaborcza, że tak naprawdę to własnie ta niedobra miłość doprowadziła do tragedii, którą w jakiś sposób przeczuwała. Afrodyta napisała też, że nikt nie jest niczyją własnością. Według niej być wolnym to nie znaczy robić, co się chce i kiedy się chce - bycie wolnym oznacza po prostu rozwój. Rozwijać się, rozwijać i jeszcze raz rozwijać."

Zamknijmy oczy, wsłuchajmy się w piękne słowa i bądźmy pewni, że miłość to fundament wszystkiego...


Kochani, życzę Wam dobrego tygodnia, jeśli przyjdzie Wam do głowy jakaś osoba, którą warto posłuchać, poczytać, zobaczyć...podzielcie się z nami, świat jest tak głodny autorytetów....
Pozdrawiam:)))


środa, 11 listopada 2015

Panorama Racławicka, Jacek Salij i "Mój dom".

Dzień Niepodległości to dzień szczególny, jedyny taki w roku. Przypomina nam o czymś niezmiernie ważnym, o tym, że prawie 100 lat temu nie było nas na mapie. Tak! Co to jest 100 lat w dziejach ludzkości? Sekunda? Moment? Zleciało,  a tych, którzy pamiętają tamte czasy ubywa. To na nas, rodzicach, nauczycielach, wychowawcach spoczywa obowiązek opowiadania młodym o tamtych wydarzeniach. Znam takich, którzy mają alergię na słowo patriotyzm, ale jakoś mam wrażenie, że na ten blog zaglądają ludzie miłujący ojczyznę. Nie jestem żadną idealistką, absolutnie, ale rosłam i dojrzewałam w duchu wielkiego patriotyzmu w domu rodzinnym. Więc ja także poczuwam się do tego, by postawy patriotyczne krzewić dalej. I tak czynię.
Mam świadomość, że nie zawsze jesteśmy dumni z Polaków, także pracowałam zagranicą i wiem, do czego są zdolni rodacy, bywam także na wakacjach w innych krajach i widziałam poziom zachowania bardzo słaby,  leciałam samolotem, gdy dwóch pijanych Polaków się biło i pilot rozważał międzylądowanie w Monachium...
Ale wiem także, że pośród nas są niezwykle pracowici, dobrze wykształceni i interesujący ludzie. Mamy słynną słowiańską duszę, nawiązujemy szybko kontakty, jesteśmy charyzmatyczni i uśmiechnięci. A przede wszystkim mamy piękną historię. Dla mnie osobiście to niemalże fenomen...123 lata nie ma kraju na mapie, nie ma telefonów, maili, ciężko się ze sobą kontaktować, jest bieda i niewola, jak to możliwe, że w narodzie duch nie umarł?  Przecież to były kolejne pokolenia ludzi, czyli rodzice musieli pomimo kar i zagrożenia przekazywać swoim dzieciom historię Polski. To piękne. Bo przecież zrobili to także dla nas.
Więc ja także postanowiłam dziś odwiedzić jedno z miejsc związanych z naszą historią,  a także jedną z największych atrakcji Wrocławia. Jeśli będziecie w naszym mieście to zajrzyjcie do tego obiektu, naprawdę warto.
Z zewnątrz budynek nie robi wrażenia, synowi kojarzy się ze stadionem sportowym, córce ze statkiem kosmicznym;)





Panorama Racławicka przyjechała do Wrocławia ze Lwowa w 1946 roku, więc to jedna z kresowych pamiątek. Opowiada o bitwie z Moskalami, wygranej przez Polaków.
Z inicjatywą namalowania wielkiego panoramicznego obrazu wyszedł malarz Jan Styka. Zaprosił do prac przy panoramie gwiazdę polskiego malarstwa, batalistę Wojciecha Kossaka. Wspomagały ich galicyjskie sławy pędzla i palety: Ludwik Boller, Tadeusz Popiel, Zygmunt Rozwadowski, Teodor Axentowicz, Włodzimierz Tetmajer. Panorama to płótno składające się z 14 brytów wysokości aż 15 m i długości 114 m.
Prace nad nią trwały 9 miesięcy. Przedstawia bitwę stoczoną 4 kwietnia 1794 roku pod Racławicami podczas powstania kościuszkowskiego, zwanego też insurekcją kościuszkowską. Pod dowództwem Tadeusza Kościuszki w bitwie wzięła udział szlachta, chłopstwo, w tym słynni kosynierzy. Powstanie, wzmocnione zwycięstwem pod Racławicami, ogarnęło Warszawę i Wilno. Ale zostało  krwawo stłumione. W 1795 roku nastąpił III rozbiór Polski, która zniknęła z mapy świata na 123 lata.














Dla miłośników malarstwa i historii to niezwykła przygoda!

Niedaleko rotundy, w której mieści się Panorama Racławicka znajduje się interesujący pomnik, który został uroczyście odsłonięty 22 październik 2000 roku. Autorem koncepcji był warszawski rzeźbiarz Tadeusz Tchórzewski. Pomnik składa się z dwóch podłużnych bloków granitowych, symbolizujących zbiorowe mogiły pomordowanych w 1940 roku przez NKWD polskich oficerów i policjantów. Na głównym cokole stoi Anioł Śmierci, przed nim postać Piety Katyńskiej - Matki Ojczyzny rozpaczającej nad ciałem zamordowanego syna, ze śladami po kuli z tyłu głowy. Wokół na granitowych płytach umieszczone są nazwy obozów jenieckich i miejsc zbrodni.





A wszystkim zainteresowanym polecam książkę dominikanina Jacka Salija, pt; "Patriotyzm dzisiaj", to bardzo ciekawe rozważania na temat miłości do Ojczyzny. Autor pisze  o stereotypach, o wspólnocie, o nacjonalizmie często interpretowanym jako patriotyzm.  Książka zawiera interesujący rozdział o bagażu po czasach PRL, inny, równie ciekawy to  zastanawianie się autora nad polityką i moralnością, znajdziemy także rozdział o ludobójstwach i terroryzmie. W wielu kwestiach mozna się nie zgadzać z Salijem, ale ja osobiście lubię jego sposób pisania, mam sporo jego książek i chętnie do nich zaglądam:)



I na koniec chciałam Wam podziękować za miłe słowa o mojej dziecięcej poezji;) Więc ośmielona tymi dobrymi słowami zacytuję kolejny mój dziecięcy wiersz, związany z dniem dzisiejszym, bo przecież patriotyzm to także umiłowanie swojego domu rodzinnego. A w nim nauczono mnie pracy, miłości do historii  i szacunku do wszystkich i wszystkiego:)))



"Dom"

Cztery okna, jedne drzwi
I powracam do nich dziś
By zobaczyć ojca, matkę
I zjeść kluski na dokładkę.

*

Bo to jest dom, rodzinny dom
W którym leży "Krzyżaków" tom
W którym czeka mój pies
Dziś bardzo wesoły jest.

*

Patrzę, leżą nowe spodnie
Znów mama wydała na mnie pieniądze
Ach, jaka ta mama kochana
Chyba wskoczę jej na kolana.

*

To wszystko jest w moim domu
Którego nie oddam nikomu
I z szacunkiem spoglądam na niego
Wspominając ile tatuś potu włożył w niego.



Długo, jak zwykle;) chyba nie umiem inaczej:) Wszystkim, którzy dotrwali życzę pięknych dni:)))