Czasami przychodzi taki etap w naszym życiu, że wysłanie smsa albo napisanie maila to wielki wysiłek czasowy. Bez wyciągania szczegółów na światło dzienne, bo i po co, chcę tylko zaznaczyć, że tak teraz właśnie mam. Męczy mnie to bardzo, ponieważ choć nasze życie toczy się w realu, to jednak po to zakładamy bloga, by pisać i odwiedzać tych, których zaprosiliśmy. Podchodzę do tego poważnie, i nie należę do tych, którzy po prostu zaliczają kolejne blogi. Ja tak nie umiem, że tylko na chwilę, komentarz i papa;))) Lubię to dłuższe zatrzymanie, piszecie tak, że się uśmiecham, bardzo często zamyślam, zachwycam i chcę naśladować:) I w tym tygodniu widziałam mnóstwo piękna na Waszych blogach, ale masa obowiązków nie pozwoliła zatrzymać się na dłużej, dziś chcę to nadrobić i ubogacić swoje wnętrze Waszymi propozycjami książkowymi, dekoratorskimi, kucharskimi i innymi. Liczę na to, że mi się uda, że zajrzę nie na chwilę, lecz na dłużej. Cenię blogosferę własnie za to, że jest kopalnią inspiracji, pomysłów, ludzkiej wrażliwości, dobra, walki z własnymi lękami, szukania pewności siebie i bratnich dusz.
Codzienne zajęcia nie mogą zadusić mojego głodu dekoratorskiego i czytelniczego. A więc jako osoba uzależniona od tych przestrzeni, wciąż szukam nowych wyzwań, pomysłów i autorów.
Na początek komoda, zwykła, sosnowa. Była taką:) Ubrałam ją w piękny, głęboki, niebieski kolor, lekko wypłowiały, spotykany w architekturze śródziemnomorskiej na okiennicach i drzwiach. A do tego dama komoda ma biżuterię w postaci ceramicznych gałek, malowanych ręcznie w Indiach:)
Jest dość wyrazista, ale w połączeniu z bielą tworzy klimat świeżości i delikatności. Przynajmniej chciałam, by tak było;)
A teraz będzie ciemniej;) To znaczy prawie czarno. Od dłuższego czasu chciałam jakoś połączyć czarny z pomarańczem. I tak powstała czarna szkatuła na biżuterię z ornamentami pomalowanymi na pomarańczowo, a uchwyt to szklana, elegancka gałka:)
I na koniec książka. Zaliczana do neurokryminałów, jest odpowiedzią na zainteresowanie współczesnych chemią mózgu - na ile to, kim jesteśmy zależy od zmian zachodzących w naszym mózgu. Czy jakikolwiek uszczerbek w którymkolwiek z płatów zmienia nasze zachowanie i czy wciąż możemy mówić wtedy o wolnej woli, a może to dusza steruje naszym mózgiem? Kto jest odpowiedzialny za przestępstwo popełnione pod wpływem ucisku guza na mózg?
Takie właśnie pytania stawiamy sobie podczas lektury książki Christina Jungersena, pt.: "Znikasz".
Główną bohaterką jest Mia, nauczycielka, kobieta spełniona. Od początku do końca "żyłam" tą postacią. Współczułam jej, płakałam razem z nią, przeżywałam jej porażki i uniesienia.
Jej mąż, szanowany dyrektor, niewierny mąż i "słaby" ojciec, nagle przechodzi metamorfozę i staje się kochającym i czułym człowiekiem. Mia jest zachwycona...Niestety okazuje się, że za tą przemianą stoi coś strasznego. Uciskający guz, powodujący zmiany w mózgu. Mężczyzna staje się nieobliczalny, momentami jest małym, płaczącym człowiekiem, by za chwilę zamienić się w pozbawioną empatii, kompletnie obojętną jednostkę. Mia obsesyjnie śledzi wyniki najnowszych badań neurologicznych, próbuje zrozumieć, jak to możliwe, by mężczyzna, którego tak dobrze znała, stał się zupełnie kimś innym.
Ich życie zmienia się diametralnie, a do tego dochodzi przestępstwo, które popełnia chory mężczyzna, narażając szkołę, którą zarządzał na wielkie straty finansowe. Czy Frederik, bo tak ma na imię chory mężczyzna, dopuścił się tego świadomie, czy już był kimś innym. Przyjaciele odwracają się od tej rodziny, ich nastoletni syn wstydzi się za ojca, coraz częściej znika z domu, wychodzą na jaw grzeszki Frederika, a Mia zaczyna mieć wątpliwości, czy da radę, czy kocha i czy chce walczyć...Pojawia się Bernard...Jego żona miała wypadek samochodowy i już nie jest tą samą osobą po poważnym uszkodzeniu mózgu...Co zrobi Mia? I kto tak naprawdę znika, czy Frederik, a może Mia?
Książkę świetnie się czyta, zawiera ona sporo informacji naukowych, ale to nie jest nudne, to raczej sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, co by było, gdyby nasza aktualna wersja, znana naszym bliskim, zniknęła...A jak wiadomo, guzy, tętniaki, albo wypadki samochodowe przydarzają się co chwila...Więc chyba trzeba zrobić wszystko, by w razie czego zapamiętano nas w dobrej wersji;)
A tak na poważnie, to jeszcze jedna refleksja nasunęła mi się po lekturze....jak my wciąż niewiele wiemy o mózgu człowieka, o jego potencjale i możliwościach, ileż jest jeszcze do odkrycia:)
Piszę to z nadzieją i zadumą...:)
Dobrej niedzieli:)))